wtorek, 27 lutego 2024

Adolf Dietrich: Malarz niedzielny i niemiecki Rousseau

Adolf Dietrich urodził się mniej więcej w czasie, kiedy farby malarskie zaczęto sprzedawać w tubkach, czyli w 1877 roku. Pochodził z biednej rodziny szwajcarskiego rolnika, był najmłodszym jego z siedmiorga dzieci, co na pewno nie brzmi zachęcająco i wydaje się, że już wiemy co było dalej…

I mniej więcej tak właśnie było, jak przypuszczamy. Od dziecka zdradzał talent malarski więc jego nauczyciel nawet namawiał rodziców, aby pozwolili mu uczyć się w zawodzie litografa. Ale jego rodzice nie zgodziliby się na to, aby ich syn został wysłany nie wiadomo dokąd, aby uczyć się nie wiadomo czego. Musiał zostać w domu i pomagać ojcu w gospodarstwie. Pozostał więc na wsi do końca swoich dni. Nie założył rodziny, w tygodniu pracując w polu oraz w pobliskiej fabryce. Niemniej tęsknota za sztuką tkwiła w nim i dochodziła do głosu w święta. Dietrich stał się w całym tego słowa znaczeniu malarzem niedzielnym. Uczył się malarstwa po prostu dużo malując. I został zauważony. 




W 1913 r. jego obrazy pokazano na wystawie ruchu Neue Sachlachkeit w Konstancji, po której naprawdę zasłynął i został okrzyknięty niemieckim Rousseau, choć nie był Niemcem, a Szwajcarem. W każdym razie jego obrazy zaczęty się sprzedawać i w latach 20. XX wieku te skromne dochody pozwoliły mu za malowanie na pełen etat.  Tu jednak wielka historia wmieszała się w jego życie, bo po dojściu niemieckiego Adolfa do władzy, żydowski marszand, który kupował dzieła szwajcarskiego Adolfa wyjechał z Europy ten został bez środków do życia. 





Znów zaczął budować swoją pozycję artysty od zera. W 1937 r. w uhonorowano go tytułem czołowego szwajcarskiego „rodzimego artysty”, po czym powoli zaczął zdobywać uznanie, w ślad z czym ruszyła sprzedaż jego prac. Było już jednak zbyt późno aby ta nowo nabyta sława wywróciła jego styl życia. Pozostał malującym rolnikiem.





A co malował? Głównie pejzaże, a także to co widział wokół i co podobało mu się, czyli: psy, ptaki, kwiaty, martwe natury, kilka portretów. Ale jego obrazy są znacznie bardziej wyrafinowane, niż byśmy tego oczekiwali po kimś, kogo szufladkuje się jako prymitywistę. Dietrich stosuje właściwą perspektywę i jest dobrym kolorystą, bardzo precyzyjnie malującym wszystkie szczegóły modela. Jego prace przypominają czasem japońskie kompozycje, zwłaszcza gdy popatrzymy na śnieżne krajobrazy lub ptaki na śniegu. Nawet portrety nie są naiwnie nieudolne, a wręcz przeciwnie, całkiem poprawnie skomponowane, zachowujące odpowiednie proporcje anatomiczne. Widać, że szybko uczył się i chętnie. Dostrzegał piękno otaczającego go świata. Jego martwe natury nie są wezwanie do celebracji marności a nieustannym hymnem radości na cześć życia. Zmarł w 1957 roku z dumą nosząc tytuł mistrza malarskiego z Berlingen.




Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz