Film zaczyna się od dość krótkiego wstępu opisującego każdego z członków zespołu. Oczywiście w tak krótkim dokumencie nie da się zawrzeć detali z życia artystów, jednak może warto dodać te, istotne dla późniejszej twórczości zespołu (te które wywarły wpływ na muzykę). Tak więc Bernard Sumner wychowywał się w bardzo trudnych warunkach (kalectwo matki i jej późniejszego męża), o czym można przeczytać w jego biografii streszczonej przez nas TUTAJ. Jeśli wspomniano o uzależnieniu od Legactilu Iana Curtisa w młodości (choć w jego biografii napisanej przez Middlesa i Reade tego faktu nie podano), to dlaczego nie wspomniano o przygodach Stevena Morrisa, który sam opisuje je w swojej biografii (streszczonej przez nas co środę TUTAJ)?
Dalej w filmie zaczyna się historia Joy Division i tradycyjnie już dla tego typu opracowań, podane są fakty wspólnej fascynacji punkiem Sumnera i Hooka, i rozpoczęcie przez nich gry w zespole, ale nie ma w tym miejscu nic na temat wcześniejszych udziałów w swoich zespołach zarówno Curtisa jak i Morrisa, a warto wiedzieć, że zanim dołączyli oni do Joy Division grali w innych grupach. Fakty te wspomina zarówno Morris w swojej biografii, jak i Jon Savage w swojej ostatniej książce (LINK). Co istotne, to Ian Curtis we wcześniejszym swoim projekcie z nijakim Iainem Grayem, wymyślił nazwę Warsaw dla ich wspólnego zespołu (warto zobaczyć TUTAJ): Po dokoptowaniu basisty zaczęli próby w klubie Great Western w Moss Side, choć mieli kłopoty ze znalezieniem miejsca prób, zewsząd byli wyganiani przez kurtkę Iana. Curtis wtedy nie śpiewał, bardziej recytował swoje teksty, jak opisuje to Gray: pochrząkiwał pochylony nad swoim tekstem. Nie mieli wtedy perkusisty, a jako nazwę Ian wybrał Warsaw z powodu wpływu albumu Bowiego. W okolicach lutego ich zapał wygasł..
Dalej w filmie dowiadujemy się, że Warsaw grali jako support Buzzcocks... Taki fakt nie jest nam znany, owszem Joy Division supportowali Buzzcocks, ale Warsaw? Warsaw postrzegani byli w Manchesterze jako tandetny postfaszystowski band, ich koncerty raczej wzbudzały śmiech, a repertuar, którego głównym autorem był Hooky, nie wzbudzał entuzjazmu (przypomnijmy choćby At A Later date czy Gutz). Dlatego zespół oddalił się na chwilę z klubów by zmienić styl, więcej próbować i przechrzcić się na Joy Division (po drodze byli jeszcze Stiff Kittens). We fragmencie o debiucie Warsaw zamiast okładki An Ideal For Living pojawia się okładka jakiegoś bootlegu (An Ideal Begining). Debiut Warsaw przede wszystkim był nie tyle kiepskiej jakości jeśli chodzi o nagranie, ale był nagrany cicho. W jednej z książek o zespole jest opisana scena, kiedy poprosili DJa o puszczenie swojego singla w jakimś klubie w Manchesterze. Ten uległ prośbie, ale gdy tylko singiel zaczął grać, publika zeszła ze sceny bo nagranie było bardzo ciche. Problem tkwił też w fakcie, że okładka zaprojektowana przez Bernarda Sumnera kojarzyła się z nazizmem, i w pierwszej kolejności podczas wznowienia, to jej właśnie pozbył się menadżer zespołu Rob Gretton, zastępują okładką Stevea McGarrego (LINK).
Jeśli natomiast chodzi o genezę nazwy Joy Division warto wspomnieć, że książkę Katzetnika przyniósł Sumner (LINK), który był też pośrednio inspiratorem okładki Unknown Pleasures. Inaczej wyglądała też historia wyboru menadżera zespołu. Owszem Gretton był na koncercie Joy Division, ale Sumner wspomina, że zaczepił go podczas rozmowy telefonicznej kopiąc w budkę i składając nietypową ofertę. Brzmiało to mniej więcej tak, że ma ofertę pracy przy sprzątaniu kibli, ale może zostać menadżerem Joy Division. Sumner zabrał go na próbę zespołu, a postali nie mieli pojęcia kim jest nowy obserwator ich gry.
Kiedy omawiany jest debiut płytowy zespołu na minalbumie A Factory Sample powinno pojawić się nazwisko Martina Hannetta, miejmy nadzieję że pojawi się później (i tak też jest). Natomiast w całym filmie panuje dość mocny miszmasz jeśli chodzi o chronologię zdjęć, ale też i nagrań (choćby posiłkowanie się wersjami piosenek ze Still, które przecież ukazały się po śmierci Curtisa i brzmiały inaczej niż zespół sobie tego życzył w czasie ich nagrywania, a wersje z tego albumu są raczej mniej lub bardziej nieudanymi wizjami Hannetta). Podobnie jest ze zdjęciami, warto było jednak wspomnieć Kevina Cumminsa, jako jednego ze świadomych kreatorów ponurego wizerunku zespołu. Postać legendarnego fotografa nie powinna być pomijana, zwłaszcza we fragmencie filmu kiedy omawiany jest unikalny wizerunek grupy (nie padają też nazwiska wielu innych osób, bez których dziś nie wiedzielibyśmy tyle o zespole, i które miały kolosalny wpływ na to jakim zespól się stał, czyli poza Cumminsem nie padają choćby nazwiska Micka Middlesa, Antona Corbijna czy Jona Savage'a).
Przy omawianiu muzycznych inspiracji obok Kraftwerk, czy Velvet Underground, nie pada nazwa the Doors... A przypomnijmy, że Jim Morrison był wielkim idolem Iana Curtisa. Ten ostatni miał przecież podobny tembr głosu, przez co koncerty Joy Division w USA były reklamowane jako występy nowych the Doors.
Podczas opisywania Hannetta i jego sposobu nagrywania koniecznie należało wspomnieć o uzależnieniu od narkotyków. Tak jak późniejsze albumy the Beatles są dziełem narkotyków w synergii z talentem muzycznym, tak samo produkcje Hannetta (jakże inaczej brzmiące niż zespół na żywo) były wynikiem jego eksperymentów z narkotykami, o czym wspominają sami muzycy. Martin po wyjściu zespołu ze studia zamykał się w nim, zażywał narkotyki, miksował, a rano, już na trzeźwo, słuchał swoich dzieł.
Podczas omawiania okładki Unknown Pleasures warto było wspomnieć, że nie ma na niej nazwy zespołu (pierwsi ten zabieg zastosowali the Beatles), ale to może mniej istotne. Okładka jest fakturowana - to najważniejsze. Chodziło bowiem o to, żeby po wzięciu jej do ręki czuć było fakturę muzyki, co dotyczyło głównie słuchaczy z wadami wzroku lub jego brakiem.
Odnośnie Closer to trudno też zgodzić się, że okładkę zaakceptował Curtis, wkoło tego faktu istnieją kontrowersje, a biorąc pod uwagę (pokazaną w filmie) ewolucję okładki LWTUA można sądzić, że Factory zastosowała chwyt reklamowy (jeśli tak to można nazwać - pisaliśmy o tym TUTAJ). Potraktowanie wątku samobójczej śmierci Curtisa w filmie to temat na zupełnie osobny wpis.
Reasumując, film jest dobry dla początkujących fanów zespołu. Być może należało w nim poszerzyć kilka wątków, a inne skrócić. Niemniej można go (mimo kilku zastrzeżeń) polecić jako wstęp do budowania wiedzy o zespole. Takiej podstawowej wiedzy, pamiętając jednak, że diabeł tkwi w szczegółach...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz