Narkotykowy Kowboj to amerykański dramat (1989) wyreżyserowany przez Gusa Vana Santa. Film powstał na podstawie powieści Jamesa Fogle'a o tym samym tytule, a jedną z ról (księdza Toma), gra sam William S. Burroughs, ulubiony pisarz Iana Curtisa z Joy Division (TUTAJ i TUTAJ).
Film jest bardzo trudny w odbiorze, pokazuje jak nisko może upaść człowiek uzależniony od narkotyków. Czwórka bohaterów, na czele z narkomanem Bobem (Matt Dillon), a w skład której wchodzi jeszcze jego żona Dianne (Kelly Lynch) i para narkomanów Rick i Nadine żyją wspólnie z kradzieży leków halucynogennych.
Dokonują włamań do aptek i szpitali by cały czas być pod wpływem narkotyków. Ale tropi ich Policja, w związku z tym zmuszeni są do opuszczenia swojego domu i stanu i udania się do Portland.
Tam jednak nadal mają kłopoty z Policją, mało tego Nadine przedawkowuje i umiera. Wtedy dokonuje się zwrot akcji, wydaje mi się, że kluczowym jest moment kiedy Bob musi pozbyć się zwłok Nadine z hotelu, gdzie właśnie ma odbyć się zjazd szeryfów... Bob chowa zwłoki w torbie i zakopuje w lesie. Wtedy podejmuje decyzję o skończeniu z narkotykami.
Odchodzi z grupy, wynajmuje pokój na który zarabia pracą w warsztacie. Poddaje się detoksowi. Wszystko idzie dobrze, dopóki nie odwiedza go żona. Oznajmia, że już jest z kimś innym i zostawia prezent - torebkę z narkotykami. Ale Bob nie ulega, torebkę oddaje księdzu Tomowi który ciągle, mimo zaawansowanego wieku, jest narkomanem. Wcześniej Bob odbywa z nim rozmowę z której dociera do widza przesłanie, i mam takie odczucie, że to autentyczne przesłanie Burroughsa:
...narkotyki są konsekwentnie obrzydzane i demonizowane. Pomysł, że mogą posłużyć każdemu do ucieczki przed złym losem, to dla tych durniów herezja. Przewiduję, że w najbliższej przyszłości, prawicowcy wykorzystają antynarkotykową histerię, jako pretekst do ustanowienia międzynarodowej machiny policyjnej. Ale ja jestem już stary i nie dożyję rozwiązania międzynarodowego problemu narkotykowego.
Film kończy się dość zaskakująco, a wnioski z niego płynące są jasne. Z tego się nie wychodzi, nawet jeśli jest dobra wola. To jest nieodwracalne i nie kończy się dobrze, o czym świadczy los nie tylko Boba ale i księdza Toma...
Ja natomiast stawiam pytanie, będąc stanowczym wrogiem narkotyków. Czy one na prawdę mają tylko negatywny wpływ na kulturę? Po słynnym wywiadzie McCartneya o LSD stało się jasne że co najmniej od czasu Revolver the Beatles byli pod wpływem i takie arcydzieła jak Sgt. Pepper czy Abbey Road pewnie nigdy nie byłyby arcydziełami...
W końcu nawet po rozpadzie the Beatles, McCartney z Lennonem mieli problemy z prawem przez posiadanie narkotyków. Ale przecież nie tylko oni, przecież też inni artyści: Morrison, Presley, Cobain, Curtis, Staley, a z naszych rodzimych twórców choćby Witkacy, Riedel, Jaryczewski i wielu wielu innych...
To jednak jest temat na zupełnie inną opowieść...
To jednak jest temat na zupełnie inną opowieść...
Poczułam się zachęcona do obejrzenia filmu.
OdpowiedzUsuńWarto, bo nieczęsto można zobaczyć tak wyrazisty obraz degeneracji... Dzięki za komentarz
Usuń