niedziela, 3 listopada 2019

Z mojej płytoteki: M83 - Saturdays=Youth; to nie muzyka, to sztuka...


Czy komuś mówią coś nazwy: Cocteau Twins, Sigur Ros, czy Sugarcubes (tak tak, ci od Bjork)? Skoro tak, to na pewno  znać będzie nazwiska dzisiejszych bohaterów, a przynajmniej klimat w jakim utrzymana jest ich muzyka... Chodzi bowiem o Kena Thomasa - producenta prezentowanego dzisiaj albumu, i jego znajomego - który jest głównym bohaterem M83, czyli Anthony Gonzalesa. Muzyk jest twórcą lub współtwórcą wszystkich piosenek na albumie. 


A klimat jaki jest na nim wytworzony jest  zupełnie niesamowity. Banalna okładka dość znacznie od niego odbiega, ale cóż, czasem pozory mylą... Poza tym musimy zdawać sobie sprawę, że album ma być podróżą do przeszłości, do lat młodości, dzieciństwa. U nas były to szare ulice, bieda i komuna, co innego na zachodzie...

Piękny głos Morgan Kibby (amerykańskiej wokalistki występującej pod pseudonimem White Sea, która jednocześnie gra na albumie na klawiszach), przeplatany wokalami samego Gonzalesa tworzą niepowtarzalny klimat tej płyty.


Wydawnictwo rozpoczyna znakomity wstęp na fortepianie i utwór You, Appearing. Czy to ty? Czy to twoja twarz, otwieramy album ze zdjęciami i udajemy się w podróż... Po nim Kim & Jessie, promujący to wydawnictwo. Nieco popowy i też bardzo retrospektywny. 


W tle tej piosenki słychać Talk Talk szkoda, że teledysk kompletnie psuje ten znakomity utwór. Ale nie musimy w końcu go oglądać, przecież chodzi o muzykę... 

W Skin of the Night wracamy do klimatu - to jeden z najlepszych utworów na albumie. Królowa nocy, a może jakaś wampirzyca, porywa głównego bohatera do swojego świata. Klimat Halloween pozostaje, bowiem kolejny utwór Graveyard Girl jest o dziewczynie z grobowca, której chłopakiem jest śmierć, i która poszukuje miłości. Ta dziwna piosenka jak i cały klimat albumu zaczyna wprawiać słuchacza w zakłopotanie, czy aby nie mamy do czynienia z jakimiś ukrytymi podtekstami płyty.

Couleurs, ma bardzo ubogą warstwę tekstową:

Ścigając kolory w moich łzach
Potrzebuję ciebie...


Chwilami album wydaje się być o wiele bardziej poważniejszy niż na to wygląda.     

Up! opisuje jakąś podróż we śnie a We Own the Sky zdaje się być dalszym opisem tej podniebnej wyprawy, która przemienia się w (znakomity muzycznie) rejs autostradą niekończących się marzeń: Highway of Endless Dreams. Bohater przemierza ją o 7 rano a w jego głowie pojawiają się umarłe wspomnienia. Ten utwór, z bardzo rozbudowanym wstępem, to kolejny znakomity moment albumu.
Po nim bardzo nostalgiczny Too Late, zaśpiewany przy delikatnym akompaniamencie instrumentów klawiszowych:

Patrzę w twoje oczy
Nurkuję w oceanie
Patrzę w twoje oczy
Spadam
Jak ściana gwiazd
Jesteśmy gotowi upaść
Patrzę w twoje oczy
Nurkowanie w oceanie
Patrzę w twoje oczy
Spadanie
Jak ściana gwiazd
Jesteśmy gotowi upaść
A jeśli jesteś duchem
Zawołam ponownie twoje imię
A jeśli jesteś duchem
Zawołam twoje imię...

Na zawsze ty 

Wokal i klimat tego utworu przypominają najlepsze czasy Alan Parsons Project...

Album dobiega końca, postały dwa utwory: Dark Moves of Love i Midnight Souls Still Remain. 

Pierwszy zaczyna się monorecytacją, a tekst jest o walce z upływającym czasem. Pora bowiem na podsumowanie albumu. Będę walczył z czasem, by przywołać cię z powrotem... 

Drugi jest instrumentalny, pozostawiający słuchacza w zadumie z refleksji, że wszystko kiedyś przeminie... 

Najszybciej młodość...



Podsumowując, pod nieco kiczowatą szatą graficzną, ukryto bardzo głębokie przesłanie i zapewne każdy komu bliskie są klimaty naszego bloga z pewnością je odnajdzie...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

M83, Saturdays = Youth, Virgin, EMI, Mute 2008, realizacja: Ken Thomas, Anthony Gonzales, tracklista: You, Appearing, Kim & Jessie, Skin of the Night, Graveyard Girl, Couleurs, Up!, We Own the Sky, Highway of Endless Dreams, Too Late, Dark Moves of Love, Midnight Souls Still Remain.
     

2 komentarze:

  1. Hmm..chciałabym napisać mądry i konstruktywny komentarz, ale mam ogromny natłok myśli, które postaram się złożyć w jedną całość. Po przesłuchaniu płyty można by powiedzieć, muzyka jakich wiele, ja jednak mam zupełnie inne odczucia. Dawno, na prawdę bardzo dawno, słuchając muzyki, nie czułam tylu emocji, od radości, uniesienia, poprzez jakiś przejmujący smutek by znów powrócić do wszechogarniającego mnie szczęścia. Przy tej płycie można płakać, śmiać się, kochać, kłócić by za chwilę się godzić w najwspanialszy i najczulszy sposób. Chciałabym móc kiedyś usiąść z kimś i móc dzielić te wszystkie uczucia, w milczeniu. Gorąco zachęcam do wysłuchania tej płyty nie raz i nie dwa, dla mnie będzie ona numerem 1, na czas relaksu i odpoczynku od dnia codziennego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry - tak masz rację, to nietypowe nagranie, na naszym blogu staramy się zbierać takie właśnie zupełnie ponadczasowe realizacje, i mimo dziwnego klipu i dość średniej jakości szaty graficznej, album jest na prawdę doskonały. Zapraszamy częściej, dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy

      Usuń