wtorek, 18 sierpnia 2020

Czy ktoś słyszał o koronie śmierci i ślubie zmarłych? My tak...

Od pewnego czasu zamieszczamy opis miejsc, w których toczy się życie po życiu (LINK). Dzisiaj będzie o czymś innym ale nadal w temacie, dzisiaj o znanym symbolu, jakim są korony i wieńce.

Od pradziejów funkcjonuje wieniec zwycięstwa, korona królewska i laur poety. W terminologii rozmaitych dziedzin życia zarówno korona jak i wieniec także są obecne. Mówi się o koronografii klatki piersiowej, czy wieńcach dożynkowych. Ale czy kto słyszał o koronie śmierci? A tymczasem jest to artefakt powiązany z bardzo starym zwyczajem, którym był tzw. ślub zmarłych. Przy czym nie chodzi tu o ślub z gnijącą panną młodą, jak by się niektórym wydawało. Nic z tych rzeczy. Ślub zmarłych miał swoją genezę we wczesnośredniowiecznym obrzędzie, u którego podstaw była wiara w życie wieczne. A mianowicie, gdy umierała osoba młoda, za życia nie związana z nikim ślubem, chowano ją w stroju ślubnym z wieńcem na głowie, tak jakby śmierć oznaczała ślub niebiański. Z biegiem czasu ten rytuał pogrzebowy coraz bardziej się rozbudowywał i od XVI wieku stawał coraz bardziej bogaty. Pogrzeby były coraz droższe i bardziej okazałe, aż przerost form spowodował w niektórych miejscach ingerencję władz, które wydawały formalne zakazy i przepisy, regulujące rozpasanie ówczesnego społeczeństwa.


Na okoliczność takich pogrzebów wykonywano wymyślne wieńce w kształcie korony z roślin, umieszczanych na konstrukcji metalowej, zdobionych sztucznymi lub prawdziwymi kamieniami szlachetnymi, perłami itd. Wkładano je zmarłemu na głowę lub do jego ręki, wnoszono do kościoła na poduszce przed trumną lub kładziono na niej w chwili pochówku. Po pogrzebie wieńce zamknięte w ozdobnych przeszkolonych skrzynkach, trafiały na ściany kościoła. Działo się tak aż do końca XIX wieku, póki zarządcy kościołów nie zaczęli masowo je usuwać, widząc w nich jedynie siedlisko kurzu. Skąd zatem wiemy, że istniały? Ponieważ zachowały się w niewielkiej ilości w grobowcach, do których po wiekach docierają archeolodzy lub historycy architektury, penetrując krypty i cmentarze, a także na rycinach lub obrazach dawnych mistrzów. Szczególnie sporo koron pozostało na terenie Niemiec, w Hesji, Dolnej Saksonii, Turyngii, Frankonii, w dawnych Prusach Wschodnich i Brandenburgii (a więc także w zachodnich i środkowych rejonach Polski, np.: w Kostrzynie n. Odrą lub w Toruniu). Te w rzeczywistości martwe korony często wydają się być łudząco podobne do koron ślubnych, różnią się od nich jedynie kształtem i barwnością, co zaciera granicę między życiem a śmiercią...

Ostatnio zwyczaj ten znalazł się w polu zainteresowania wielu badaczy, od etnografów po historyków sztuki. Z ich ustaleń wiadomo, iż najstarsza wzmianka pisana o wiankach grobowych pochodzi z Kolonii z XVI wieku. Zapis wskazuje wyraźnie, że chodzi o wianki złożone w grobach dziewcząt pochowanych jako dziewice (wie ein jonfer). Z tego czasu pochodzą także nagrobki z przedstawieniami zmarłych w wiankach lub koronach a ze stulecia następnego malowidła epitafijne z leżącymi na marach pannach lub młodzieńcach.

Wśród roślin, którymi przeplatano śmiertelne wieńce znajduje się głównie mirt i rozmaryn, kojarzone i symbolizujące miłość i małżeństwo oraz hyzop, bylicę boże drzewko, rutę, bukszpan, jałowiec oraz mchy. Oprócz nich do ręki zmarłym wkładano często cytrynę, która uważana była za roślinę zatrzymującą gnicie. Ukazywano ją w sztuce w scenach eksplorujących temat śmierci. Cytrynę przykłada na przykład do nosa kobieta uczestnicząca w otwarciu grobu, przedstawiona na płaskorzeźbie Wskrzeszenie Łazarza z ok. 1520 r. ze zbiorów muzeum diecezjalnego w Moguncji. Może dlatego, że silny zapach cytryny mógł zamaskować nieprzyjemną woń rozkładu?

Non omnis moriar... te słowa brzmią mocniej, gdy przywołamy ów dawny, zapomniany dzisiaj zwyczaj traktowania zmarłych z troską przynależną żywym.

Zainteresowanych tematem odsyłamy TUTAJ, gdzie można przeczytać więcej.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz