środa, 16 czerwca 2021

O tym jak the Beatles zmienili muzyczny świat cz.2 - Dzień w którym zabito Johna Lennona

Wszystko zaczęło się w maju 1980 roku, kiedy wokalista Joy Division odebrał sobie życie. Z monofonicznego magnetofonu Grundig odsłuchiwaliśmy nagrań zespołu, zastanawiając się co będzie dalej. Pojawiło się Closer, a my jeszcze bardziej doceniliśmy Iana Curtisa

Jako nastolatkowie zasłuchiwaliśmy się w Ultravox, nagraniach J.M. Jarrea i Oldfielda. Na tym samym monofonicznym Grundigu nagrywaliśmy przez kabel albumy the Beatles, które puszczał w niedziele Jerzy Janiszewski. Beatlesi byli z nami od zawsze. To się wysysa z mlekiem matki - pamiętam jako uczeń bodajże 5 klasy podstawówki, zaraziłem się ich muzyką. Zbierałem fotografie i wycinki z prasy do specjalnych zeszytów (mam je do dziś), a mój pokój obwieszony był plakatami i zdjęciami. 

Wtedy w prasie w połowie lat 70-tych zaczęły pojawiać się doniesienia o możliwości reaktywacji grupy. Pisano o specjalnym koncercie, miał być krótki a członkowie supergrupy mieli za niego otrzymać kolosalne honoraria. 




Inicjatorem ich występu miał być Bill Sargent - amerykański showman. Członkowie zespołu podsycali klimat swoimi wypowiedziami. Coś mogło być na rzeczy, bowiem z biografii Lennona, autorstwa Tima Rileya wiemy, że zaraz po urodzeniu Seana Lennona (1975 rok) McCartneyowie regularnie odwiedzali Johna i Yoko, ba nawet Paul był już pod drzwiami z gitarą, by znowu zacząć wspólnie komponować. Do tego jednak nie doszło - Lennon bowiem wybrał życie rodzinne. 

Niemniej owe spekulacje nie ustawały, widać je na powyższych wycinkach z gazet, najstarszy jest z 1975 roku. Być może była to też część świadomego podgrzewania atmosfery zainteresowania wkoło grupy. Wszystko jednak kończy się, kiedy w nocy z 8 na 9.12.1980 roku Mark David Chapman zabija Lennona przed Dakota House w Nowym Jorku.



Zlecenie na broń podpisał jako Lennon, miał tak jak John żonę japonkę, w końcu uwierzył że to on jest tym prawdziwym Lennonem. Przed morderstwem były Beatles podpisał mu Double Fantasy...






Ojciec, który czerpał wtedy wiele informacji z lokalnej propagandowej Gazety Pomorskiej wyczytał to na jej drugiej stronie (malutka notka jest powyżej). Podobnie zresztą w partyjnej gadzinówce poinformowano o wyborze Karola Wojtyły na papieża...

Od tego czasu wszystko się zmieniło, dla mnie młodego chłopaka. Przede wszystkim wiedziałem, że marzenia o reaktywacji największego zespołu wszechczasów się skończyły. Autor najlepszych piosenek, innowator i eksperymentator, jakim był Lennon, nie żyje. Wszędzie pojawiły się teksty, audycje i wycinki prasowe o the Beatles. W TV w Dzienniku Telewizyjnym pokazano tłumy ludzi nie tylko w Nowym Jorku, lecz w zasadzie we wszystkich światowych stolicach. Jednocześnie zaczęto z Lennona robić trybuna uciśnionych, niemalże komunistę. Szczerze miałem (i do dziś mam) to gdzieś. W piosenkach the Beatles bowiem trudno dopatrywać się przesłanek ideologicznych.
 
Umarła część muzycznego świata. I to drugi raz w tym samym roku. Ale paradoksalnie, natłok informacji o zespole pozwalał dowiedzieć się wiele nowego. W radio w zasadzie każda stacja nadawała ich piosenki... A ja siedziałem przy monofonicznej Jowicie i przez całe noce zastanawiałem się o czym John Lennon rozmawia właśnie z Ianem Curtisem.



W tym czasie, kiedy ciało Lennona jeszcze nie ostygło, służba zaczyna wynoszenie pamiątek po nim. Rozpoczyna się kolejny etap budowania legendy, która ani trochę nie wygasła do dzisiaj.

Poprzedni tekst z tej serii jest TUTAJ.  

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz