środa, 28 lipca 2021

Streamline moderne, czyli odmiana art deco - o historii Luxtorpedy

Gdyby kazano nam wyobrazić sobie pojazd przyszłości, większość z nas miałby wizję konstrukcji o opływowych kształtach, zbliżonych do pocisku czy cygara. Skąd taka pewność? Bo właśnie takie skojarzenie niemal wdrukowali nam w świadomość futurolodzy, których fascynacja aerodynamicznymi wynalazkami sięga lat 30. ubiegłego wieku. Wtedy to powstał styl określony mianem streamline moderne, będący odmianą art deco. Moda ta dotknęła głównie wzornictwo przemysłowe a także… w architekturę. Od nazwy stylu ukuto nawet termin Streamliner oznaczający pojazd w kształcie, który zapewniał najmniejszy opór powietrza oraz nowoczesny budynek z wprowadzonymi nowinkami typu elektryczność. W rezultacie nowoczesne pojazdy stały się szybkie, smukłe, cylindryczne, a budynki pozbawione kątów prostych, zastąpionych krzywiznami ze wstawkami z betonu i szkła zamiast dekoracji.


Trzeba przyznać, że nawet z naszego, współczesnego punktu widzenia, rezultaty tamtych działań były imponujące i również obecnie budzą szacunek i uznanie. Dowodem na to jest historia polskiego składu dużych prędkości, czyli tzw. Luxtorpedy, która miała połączyć największe miasta w Polsce i zapewnić pasażerom punktualny oraz szybki transport. I tak też się stało. Mimo zniszczeń spowodowanych I wojną światową i 123 letnim okresem braku państwowości, a przez to eksploatacją kraju przez zaborów, rekord ustanowiony przez Luxtorpedę w 1936 r. na trasie Kraków - Zakopane nadal nie został pobity. Przed ponad 80 lat czas podróży trwał 2 godz. i 18 min, a teraz od 3,5 godzin do 4. Ale przedwojenna maszyna mogła rozwinąć szybkość do 150 k/h, co teraz może nie jest takim wyjątkowym osiągnięciem (w porównaniu np.: do japońskich kolei) lecz mimo wszystko imponującym (LINK).

Warto wymienić nazwisko twórcy polskiego superszybkiego parowozu: był nim Kazimierz Zembrzuski (1905-1981), który pracował w Fabryce Lokomotyw w Chrzanowie - Fablok. Skonstruowana przez niego i jego zespół aerodynamiczna sylwetka parowozu oznaczonego Pm36-1 wzbudziła zachwyt na paryskiej wystawie światowej roku 1937. Pojazd nazwany żartobliwie la belle polonaise wrócił do kraju ze złotym medalem, a zakład Fablok otrzymał wyróżnienie (Diplôme d’Honneur). Trzeba tu zauważyć, że nagrodzony i jeżdżący po torach pociąg składał się z lokomotywy połączonej konstrukcyjnie z jednym wagonem, którym mogły podróżować max 42 osoby. Oprócz wygodnych przedziałów miały one do dyspozycji bar, w którym wieczorami organizowano dancingi…


Niestety, dalszą pracę konstruktorów przerwała wojna. W 1939 jeden z parowozów składowany w Poznaniu przejęli Niemcy. W 1941 okupanci zmienili jego oznaczenie z Pm36-1 na 18 601. Mniej więcej w tym samym czasie pojazd przebudowali na parowóz hamulcowy i zdjęli z niego otulinę, przez co pociąg stracił swój opływowy wygląd. Po 1945 roku został prawdopodobnie zarekwirowany przez Sowietów. Podobno ciągnął wagony w rejonie Królewca, aż do 1952 roku, gdy został zezłomowany na terenie obecnej Białorusi. Inna, zdezelowana wersja Luxtorpedy transportowała po wojnie pracowników kopalni Siersza w Trzebini, zanim ostatecznie nie została w 1954 roku pocięta na złom. Co stało się z kilkoma innymi, nie wiadomo. Prawdopodobnie zostały zniszczone podczas działań wojennych. Przetrwała za to legenda i choć nie zachował się żaden egzemplarz aerodynamicznej, steamliner Pm36-1, można podziwiać jej cyfrową rekonstrukcję, a efekt modelowania 3D jest niezwykły: 


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz