poniedziałek, 19 lutego 2018

Dlaczego uważam, że "Closer" Joy Division to concept album?

Closer to klasyk chłodnej fali, album po którym wszystko się skończyło, album do którego Ianowi Curtisowi "teksty napisały się same", jak cytował wypowiedź Iana, Peter Hook w jednym z wywiadów. Album oglądany przez ekspertów z każdej strony, analizowany, wychwalany pod niebiosa za mistrzostwo zespołu, ale i za realizatorski talent i efekty Martina Hannetta.  Mało kto jednak, z krytyków zauważa fakt, że w rzeczywistości jest to "concept album" czyli dzieło od początku do końca stanowiące spójną całość, z przesłaniem od twórcy, w tym przypadku wokalisty Joy Division.

Na tłumaczenie tekstów przyjdzie tutaj jeszcze pora, natomiast teraz szczegóły uzasadniające moją opinię.

"Atrocity Exhibition" - inspirowany prozą J.G. Ballarda, o którym pisałem TUTAJ, symbolizuje narodziny, to zaproszenie - otwierają się drzwi, chodź zobaczysz wszystkie okropieństwa świata, masowe morderstwa, ludzi którzy za wszelką cenę chcieli osiągnąć sukces. 


"Isolation" - tutaj kluczowym staje się rozliczenie Curtisa z rodziną, głównie z matką: matko wybacz mi, starałem się, ale nie umiałem, wstydzę się rzeczy przez które musiałem przejść i tego kim jestem. To alibi dla czynu, którego autor dokona później. Swoją drogą, na cmentarzu w Macclesfield często można spotkać mamę i siostrę lidera zespołu.  Są bardzo miłe dla fanów których tam spotykają.

"Passover" - rozpoczyna się przygotowanie do aktu unicestwienia. Pojawia się kolejny kryzys, który stawia przyszłość pod mocnym znakiem zapytania. Brak odpowiedniego przygotowania w dzieciństwie, powoduje kompletne niedostosowanie do dorosłej rzeczywistości. Kryzys pogłębia się pod wpływem otoczenia, ludzi niestałych w przekonaniach. Autor poddaje się i czeka na to, co nastąpi.   

"Colony" - kryzys pogłębia dalszy proces destrukcji, wyprowadzka żony, wbrew jej samej. Rozpad życia rodzinnego wywołuje u autora poczucie bezużyteczności.

"A Means to an End" - następuje pogodzenie się z utratą życia małżeńskiego, przychodzą wspomnienia i porównania, tego co było planowane, z tym co z tego wyszło: utrata wiecznej przyjaźni, wspólnego życia, planów, i co najważniejsze - zaufania. 


"Heart and Soul" - waży się decyzja o podjęciu samobójstwa. Jedno musi spłonąć, albo serce albo dusza, ich koegzystencja staje się na obecnym etapie niemożliwa. Przeszłość staje się częścią przyszłości, teraźniejszość wymyka się z rąk.

"Twenty Four Hours" - może przed pojęciem ostatniego drastycznego rozwiązania da się jeszcze coś zmienić, znaleźć sens, odnaleźć przeznaczenie? Może serce pozwoli dokonać właściwego wyboru? Martin Hannett wspominał w wywiadzie TUTAJ że Curtis do końca chciał wszystko poukładać.

"The Eternal" - to się stało. Przechodzi procesja, milkną głosy.  Chwała tym, których kochaliśmy, a którzy odeszli... Dusza przygląda się tym co pozostali, co są jak spadające liście, prędzej czy później czeka ich to samo - śmierć.
 

"Decades" - autor dołącza do wielu młodych, którzy nie dali rady udźwignąć ciężaru na swoich ramionach. Ich serca stracone, a drzwi do raju bezlitośnie zatrzaśnięte. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz