wtorek, 7 maja 2019

Kinowa jazda obowiązkowa: The Cube Jima Hensona - powrót bohatera rodem z dzieł Franza Kafki


Zapewne każdy zetknął się z literacką twórczością Franza Kafki żyjącego i tworzącego na przełomie XIX i XX wieku. Kanonem jest jego Zamek, powieść wydana w 1926 roku, dzieło które przecież nie straciło nic na aktualności i podejrzewam, że każdy z nas, i co gorsza niemalże codziennie, czuje się jak jego bohater. 

Uwikłani jesteśmy w machiny biurokratyczne, których głównym celem jest  istnienie. A skoro tak tym muszą one wykazywać się tworzeniem kolejnych aktów prawnych, żeby nikomu nie przyszło do głowy myśl, aby je zlikwidować. A my błąkamy się po labiryntach paragrafów, zarządzeń, przepisów. Instrukcje obsługi pralek czy lodówek są przez to coraz bardziej opasłe i wyglądają niczym książki, a umowy które zawieramy, mają coraz więcej drobnych literek pisanych przysłowiowym maczkiem. Takie zmagania czynią nasze istnienie coraz bardziej bezsensownym i zapewne w tym kontekście można odbierać film the Cube wyreżyserowany przez słynnego twórcę mupetów Jima Hensona w 1966 roku. 

Film klasyfikowany jest jako psychologiczny i wcale nie ma jednoznacznego przekazu, co czyni go dziełem tym bardziej interesującym. Klimatem przypomina nieco omawiany na naszym blogu (TUTAJ) doskonały film Fahrenheit 451, zresztą zrealizowany w tym samym roku.

Bohater (w tej roli Richard Schaal) uwięziony jest w sześcianie z  białymi podświetlanymi ścianami. Nie wie ani kim jest, ani skąd się tam wziął. Za to nie wiadomo skąd, ale wie że jest uwięziony, bowiem od początku apeluje o uwolnienie. 

Odwiedzają go podczas pobytu w pułapce różne osoby, część z nich go zna, on jednak nie pamięta nikogo. Najczęściej pojawia się Arnie (w tej roli Hugh Webster) pełniący rolę kogoś, kogo można nazwać pracownikiem obsługi technicznej sześcianu, jak i opiekunem więźnia.
Co ciekawe, wszyscy odwiedzający wchodzą do środka przez swoje drzwi, niestety za ich pomocą bohater nie jest w stanie wydostać się na zewnątrz. Tutaj pewna refleksja, bowiem od początku filmu ten ostatni w zasadzie nie stara się wyjść, tak jakby mu na tym wcale nie zależało. Sytuacja jednak zmienia się z upływem czasu. Wizyta rodziny (żony i rodziców lub teściów) pozwoli widzowi poznać imię głównego bohatera , uwięziony w sześcianie ma na imię Ted.
Ten jednak nie poznaje nikogo z rodziny, oni również nie wiedzą co to za miejsce, ani skąd Ted tutaj się wziął. On jednak zaprzecza, nie zna ich ba twierdzi nawet, że nie ma na imię Ted.  

Thomas, kierownik tego miejsca wyjawia przez przypadek w rozmowie z bohaterem, że są inne sześciany a w nich uwięzieni inni ludzie. Ponadto, stwierdza, że są też metody wyjścia z sześcianu. Proste i bezpośrednie... Każdy musi odnaleźć swoje drzwi...

Sytuacja staje się coraz bardziej absurdalna, a uzyskiwane przez bohatera przywileje są jedynie pozorami, jak choćby telefon, przez który nigdzie nie można zadzwonić, to znaczy można, ale bez względu na wybrany numer zawsze odbiera Arnie

Biurokracja wykazuje się dalej, czego dowodem poza telefonem, jest na przykład wizyta Policji. Fałszywe dowody, projektantka nie znająca się na swoim fachu, w końcu muzycy, którzy uwalniają bohatera z kajdanek.  Ci zdają się tekstem piosenki naprowadzać widza na wyjaśnienie sensu tej całej sytuacji:

Są miejsca w których cię zamykają
Takie plastikowe laminaty
Kiedy jesteś w ich wnętrzu
Twoje myśli się uzewnętrzniają
Czy to one nad tobą panują czy pozostajesz sobą
Wnętrze bliskiego miejsca jest zewnętrzną stroną odległego
Ale swoją przestrzeń możesz postrzegać tylko w jeden sposób
Bo tak na prawdę jesteś w środku siebie samego 
I możemy powiedzieć tylko jedno
Nigdy się nie wydostaniesz
Nigdy się nie wydostaniesz z sześcianu
Tak powiedziano 
Nigdy się nie wydostaniesz
Dopóki nie umrzesz

Sytuacja jeszcze bardziej komplikuje się, kiedy do bohatera przedostaje się sąsiad Watson, który właśnie uciekł z innego sześcianu.  Niestety po czasie okazuje się że jest on... wynajętym aktorem. 

Bohatera odwiedzają też i inni, w sześcianie odbywa się przyjęcie, przychodzi do niego też prostytutka... 

I kiedy widzowi cisną się do głowy różnie pomysły wyjaśniające sytuację, jak choćby poddawanie bohatera jakimś dziwnym obserwacjom psychologicznym, czy nagrywanie filmu,  w końcu ten znajduje wyjście z sytuacji. Czy aby jednak na pewno?

Być może film Hensona ma na celu pokazanie widzowi, że wszystko wkoło nas może być jedną wielką mistyfikacją, że każdy z nas ma pisany swój scenariusz, tylko czasem scenariusze mylą się i wtedy czujemy się jak uwięzieni... Uwięzieni w białych ścianach sześcianu własnego ja. Na pewno własnego?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.         

2 komentarze:

  1. Fajny opis, zdecydowałem się i film obejrze w sobotę, dzięki. A widziałeś Cube, taki stary horror chyba sprzed 20 lat? Tam też ludzie są w pudełkach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć - jeszcze nie, ale dzięki za polecenie, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń