Jest tego dużo, co daje pole do popisu. Od dzisiaj bowiem raz na jakiś czas będziemy recenzować albumy poświęcone pamięci Joy Division. Dzisiaj pierwszy z 2014 roku, zatytułowany 3.5 Decades - A Joy Division Italian Tribute - nagrany przez kapele z Włoch. Na wydawnictwo natknęliśmy się w poszukiwaniu nagrań zespołu Winter Severity Index, z którego liderką Simoną Ferrucci przeprowadziliśmy ostatnio wywiad (TUTAJ), a którego znakomitą płytę Human Taxonomy niedawno recenzowaliśmy (TUTAJ).
Omawiany dziś album ukazał się nakładem wydawnictwa Dark Italia, które warto zapamiętać, a które nadaje w sieci TUTAJ.
Zaczyna się doskonałą wersją piosenki Disorder w wykonaniu Schonwald. Instrumentalnie jest bardzo ciekawie, choć wokalnie już jakby mniej. No ale widać w tym przypadku obowiązuje zasada coś za coś. Może byłoby lepiej gdyby wokal został schowany na dalszy plan? Chwilami bowiem ewidentnie denerwuje. Po wstępie pojawiają się Clones Theory z ich wersją The Day Of The Lords. Wstęp lekko zaskakuje, czujemy się jak byśmy byli w jakimś pieprzonym wesołym miasteczku, albo na wiejskiej zabawie. Na szczęście po chwili sytuacja ulega modyfikacji. Jest lepiej, choć znowu wokalnie tak sobie. Przynajmniej w zwrotce. Refren ujdzie. Sytuację nieco ratuje damski wokal.
Po tej dość średniej piosence nasi ulubieńcy - Winter Severity Index z Candidate. Można zaryzykować twierdzenie, że Simona jest w doskonałej formie i ani milimetr nie pomyliliśmy się wychwalając ich album i zamieszczając z Nią wywiad. Jaki wstęp, od razu jest klimat i na prawdę całość brzmi cholernie profesjonalnie. Simona powinna nagrać całą płytę z coverami Joy Division - byłby hit! Całość brzmi zupełnie nieziemsko i na pewno Ian Curtis byłby dumny z tego wykonania...
Całkiem nieźle jest, przynajmniej na początku kolejnego utworu - Malanima i Insight. Ciekawe są efekty specjalne, choć wokal zbyt mocno stara się być Ianem Curtisem. Można mu to jednak wybaczyć ze względu na całokształt piosenki. Szacun. The Nine Tears w swojej wersji New Dawn Fades - sama nazwa kapeli od razu mówi, że Trent Raznor jest wiecznie żywy. Taka też jest ta wersja. I znowu muzycznie jest ciekawie, syntezator buduje znakomity klimat, wokalnie natomiast chwilami lepiej, chwilami gorzej. Po nich Kreativ in den Boden mierzą się z She's Lost Control. Ciekawie, psychodelicznie, elektronicznie. Znowu wokalnie średnio. Co jak co, ale wokal a la Pet Shop Boys do Joy Division nie pasuje, a już na pewno nie do tej piosenki. My TErminal And The Trip wykonuje za to Shadowplay. Jest jakby chwilowo metalowo, ostrzej i w cięższym stylu. Nawet ciekawie, zarówno instrumentalnie jak i wokalnie. Nieźle. W każdym razie poprzeczka postawiona zostaje wysoko. Czy Stardom w Interzone zdoła ją utrzymać? Ten utwór należy do najsłabszych w karierze Joy Division, i Gretton popełnił duży błąd umieszczając go na Unknown Pleasures. Zespół miał wtedy wiele lepszych piosenek w repertuarze. Dlatego wersja Stardom brzmi całkiem dobrze, ja ją kupuję. Ciekawy pomysł z damsko - męskimi wokalami i duże napięcie w piosence sprawiają, że brzmi ona profesjonalnie i przekonująco. Podobnie brzmią The Shimmer w swojej wizji I Remember Nothing. Taka lekko Doorsowa, przynajmniej pod względem wokalnym, wersja z perkusją a la Sisters of Mercy. Ujdzie, jest dobrze. Po nich kolejna przymiarka do Interzone, tym razem w wykonaniu Karma In Auge. Warto zwrócić uwagę, że i w tym wykonaniu nie ma najgorszego efektu z oryginalnej wersji. Jest tak sobie, za bardzo akustycznie. Ujdzie ale bez fajerwerków. Der Himmel über Berlin mrozi nas znakomitym wstępem do Dead Souls. No no, to ogromne wyzwanie, wszak mają zamiar zmierzyć się z jedną z najważniejszych piosenek Curtisa i ulubioną piosenką Petera Hooka. Jest dobrze, niestety do chwili gdy nie zaczynają śpiewać. Do dupy to mało powiedziane. Curtis na pewno w tym tekście nie chciał przekazywać emocji jakie Big Day zawierał w swoim Dniu Gorącego Lata. A poszli won, tak spieprzyć coś wielkiego mało kto potrafi. Zmieńcie wokalistę, albo zacznijcie bawić się w dzieci kwiaty. Fuj. Z kolei Beata Beatrix podejmuje walkę z Trasmission - ulubionym utworem Bernarda Sumnera. I znowu porażka. Zenek Martyniuk byłby dumny. Amen. Starcontrol - słuchacz od początku zastanawia jak im pójdzie, wszak Something Must Break jest na pewno jednym z najbardziej niedocenionych i dołujących utworów Joy Division. Zaczyna się ciekawie, jest klimat. W sumie trudno rozpoznać... Później już można. Brzmi dobrze, nieco zagmatwanie, ale do przyjęcia, choć w tej wersji - lekkiego dance jest trochę dziwnie. Po nich LowFi i Isolation. Pomińmy to milczeniem, bo Zenek już raz się pojawił i o raz za dużo. Modern Blossom i A means to An End - jestem lekko znużony i zaczynam zastanawiać się czy Italo Disco na pewno umarło? Poważnie jednak, ujdzie choć brzmi nieco kontrowersyjnie. TwoMoons ma trudne zadanie - Heart And Soul, w tej wersji poza linią basu oraz ciekawych syntezatorów nie daje rady. Nie ma się co dziwić, tego nie da się wykonać inaczej niż w wersji zmiksowanej przez Hannetta i zaśpiewanej przez Curtisa. W wokalu tkwi wielka moc, niestety nie w wokalu TwoMoons, który brzmi jak pijaczek z zakrapianej imprezy dla ubogich. Pora go wywalić inaczej z popularności nici. Vanity również podejmuje temat z Closer - 24 Hours, jest akustycznie. Fortepian i ciekawy wokal na otwarcie. Brzmi przekonująco i ma w sobie coś, jest napięcie i jest moc. Podoba mi się, a po wejściu pozostałych instrumentów robi się niezwykle nastrojowo. Dają radę i na pewno są godni uwagi. Kolejny temat z Closer - NID w The Eternal. Fajnie jest muzycznie i średnio wokalnie. W sumie wokalnie jest nijako. Jedziemy dalej z Closer - bowiem następny jest Neiv w Decades. Nie, nie, nie, i raz jeszcze nie. Harcerskie ogniska przy gitarze i piwku może i są dobre, ale raczej nie grają na nich Joy Division. Christine Plays Viola próbuje zmierzyć się z największym dziełem Hannetta i Joy Division - Atmosphere. Próbuje i musi jeszcze dużo próbować. Wiele prób jest też przed Sell System którzy kaleczą Ceremony. A propos jeśli to tribute dla Joy Division, to wykonanie Ceremony w wersji New Order trudno uznać za takt. Walcie się z takim badziewiem. The Shade stara się ratować honor płyty wykonując These Days. I znowu zabawa u wujka, bo wokalista jest po prostu tragiczny. Depeche Mode nie zagra nigdy dobrze Joy Division. The Stompcrash i ich Love will tear us apart... no cóż nie lubię tej piosenki w żadnym wykonaniu. W takim tym bardziej. The Last Hour podejmuje kolejną próbę coverowania Atmosphere. Zaczyna się ciekawie, muzycznie też jest dobrze. I tyle. Na koniec Sinezamia wykonuje Warsaw. I tutaj miłe zaskoczenie, jest ciekawie a interpretacja jest do kupienia. Miło.
Po tej dość średniej piosence nasi ulubieńcy - Winter Severity Index z Candidate. Można zaryzykować twierdzenie, że Simona jest w doskonałej formie i ani milimetr nie pomyliliśmy się wychwalając ich album i zamieszczając z Nią wywiad. Jaki wstęp, od razu jest klimat i na prawdę całość brzmi cholernie profesjonalnie. Simona powinna nagrać całą płytę z coverami Joy Division - byłby hit! Całość brzmi zupełnie nieziemsko i na pewno Ian Curtis byłby dumny z tego wykonania...
Całkiem nieźle jest, przynajmniej na początku kolejnego utworu - Malanima i Insight. Ciekawe są efekty specjalne, choć wokal zbyt mocno stara się być Ianem Curtisem. Można mu to jednak wybaczyć ze względu na całokształt piosenki. Szacun. The Nine Tears w swojej wersji New Dawn Fades - sama nazwa kapeli od razu mówi, że Trent Raznor jest wiecznie żywy. Taka też jest ta wersja. I znowu muzycznie jest ciekawie, syntezator buduje znakomity klimat, wokalnie natomiast chwilami lepiej, chwilami gorzej. Po nich Kreativ in den Boden mierzą się z She's Lost Control. Ciekawie, psychodelicznie, elektronicznie. Znowu wokalnie średnio. Co jak co, ale wokal a la Pet Shop Boys do Joy Division nie pasuje, a już na pewno nie do tej piosenki. My TErminal And The Trip wykonuje za to Shadowplay. Jest jakby chwilowo metalowo, ostrzej i w cięższym stylu. Nawet ciekawie, zarówno instrumentalnie jak i wokalnie. Nieźle. W każdym razie poprzeczka postawiona zostaje wysoko. Czy Stardom w Interzone zdoła ją utrzymać? Ten utwór należy do najsłabszych w karierze Joy Division, i Gretton popełnił duży błąd umieszczając go na Unknown Pleasures. Zespół miał wtedy wiele lepszych piosenek w repertuarze. Dlatego wersja Stardom brzmi całkiem dobrze, ja ją kupuję. Ciekawy pomysł z damsko - męskimi wokalami i duże napięcie w piosence sprawiają, że brzmi ona profesjonalnie i przekonująco. Podobnie brzmią The Shimmer w swojej wizji I Remember Nothing. Taka lekko Doorsowa, przynajmniej pod względem wokalnym, wersja z perkusją a la Sisters of Mercy. Ujdzie, jest dobrze. Po nich kolejna przymiarka do Interzone, tym razem w wykonaniu Karma In Auge. Warto zwrócić uwagę, że i w tym wykonaniu nie ma najgorszego efektu z oryginalnej wersji. Jest tak sobie, za bardzo akustycznie. Ujdzie ale bez fajerwerków. Der Himmel über Berlin mrozi nas znakomitym wstępem do Dead Souls. No no, to ogromne wyzwanie, wszak mają zamiar zmierzyć się z jedną z najważniejszych piosenek Curtisa i ulubioną piosenką Petera Hooka. Jest dobrze, niestety do chwili gdy nie zaczynają śpiewać. Do dupy to mało powiedziane. Curtis na pewno w tym tekście nie chciał przekazywać emocji jakie Big Day zawierał w swoim Dniu Gorącego Lata. A poszli won, tak spieprzyć coś wielkiego mało kto potrafi. Zmieńcie wokalistę, albo zacznijcie bawić się w dzieci kwiaty. Fuj. Z kolei Beata Beatrix podejmuje walkę z Trasmission - ulubionym utworem Bernarda Sumnera. I znowu porażka. Zenek Martyniuk byłby dumny. Amen. Starcontrol - słuchacz od początku zastanawia jak im pójdzie, wszak Something Must Break jest na pewno jednym z najbardziej niedocenionych i dołujących utworów Joy Division. Zaczyna się ciekawie, jest klimat. W sumie trudno rozpoznać... Później już można. Brzmi dobrze, nieco zagmatwanie, ale do przyjęcia, choć w tej wersji - lekkiego dance jest trochę dziwnie. Po nich LowFi i Isolation. Pomińmy to milczeniem, bo Zenek już raz się pojawił i o raz za dużo. Modern Blossom i A means to An End - jestem lekko znużony i zaczynam zastanawiać się czy Italo Disco na pewno umarło? Poważnie jednak, ujdzie choć brzmi nieco kontrowersyjnie. TwoMoons ma trudne zadanie - Heart And Soul, w tej wersji poza linią basu oraz ciekawych syntezatorów nie daje rady. Nie ma się co dziwić, tego nie da się wykonać inaczej niż w wersji zmiksowanej przez Hannetta i zaśpiewanej przez Curtisa. W wokalu tkwi wielka moc, niestety nie w wokalu TwoMoons, który brzmi jak pijaczek z zakrapianej imprezy dla ubogich. Pora go wywalić inaczej z popularności nici. Vanity również podejmuje temat z Closer - 24 Hours, jest akustycznie. Fortepian i ciekawy wokal na otwarcie. Brzmi przekonująco i ma w sobie coś, jest napięcie i jest moc. Podoba mi się, a po wejściu pozostałych instrumentów robi się niezwykle nastrojowo. Dają radę i na pewno są godni uwagi. Kolejny temat z Closer - NID w The Eternal. Fajnie jest muzycznie i średnio wokalnie. W sumie wokalnie jest nijako. Jedziemy dalej z Closer - bowiem następny jest Neiv w Decades. Nie, nie, nie, i raz jeszcze nie. Harcerskie ogniska przy gitarze i piwku może i są dobre, ale raczej nie grają na nich Joy Division. Christine Plays Viola próbuje zmierzyć się z największym dziełem Hannetta i Joy Division - Atmosphere. Próbuje i musi jeszcze dużo próbować. Wiele prób jest też przed Sell System którzy kaleczą Ceremony. A propos jeśli to tribute dla Joy Division, to wykonanie Ceremony w wersji New Order trudno uznać za takt. Walcie się z takim badziewiem. The Shade stara się ratować honor płyty wykonując These Days. I znowu zabawa u wujka, bo wokalista jest po prostu tragiczny. Depeche Mode nie zagra nigdy dobrze Joy Division. The Stompcrash i ich Love will tear us apart... no cóż nie lubię tej piosenki w żadnym wykonaniu. W takim tym bardziej. The Last Hour podejmuje kolejną próbę coverowania Atmosphere. Zaczyna się ciekawie, muzycznie też jest dobrze. I tyle. Na koniec Sinezamia wykonuje Warsaw. I tutaj miłe zaskoczenie, jest ciekawie a interpretacja jest do kupienia. Miło.
Reasumując kilka zespołów na prawdę pozytywnie zaskakuje. Niemniej włoskie kapele z tej płyty cierpią na deficyt dobrych wokalistów. Mało tego, niektóre zespoły sprawiają wrażenie przypadkowych. Zamiast wpychać na album aż 25 piosenek można było spokojnie zrobić doskonałe wydawnictwo z połową z nich. Druga połowa bowiem nie bardzo wie o co chodziło Ianowi Curtisowi. I pewnie nigdy się nie dowie bo teraz nagrywa tribute poświęcony komuś innemu.
Simona - pomyśl o nagraniu całego albumu z coverami Joy Division. To byłoby coś.
Poniżej wybrane utwory (niektórych nie ma na YT). Cały album jest do odsłuchania TUTAJ.
Wkrótce omówimy inne płyty tribute i będziemy równie bezlitośni. Na Joy Division bowiem znamy się jak mało kto. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
3.5 Decades - A Joy Division Italian Tribute, Dark Italia 2014. Tracklista: Schonwald - Disorder, Clones Theory - Day Of The Lords, Winter Severity Index - Candidate, Malanima - Insight, The Nine Tears - New Dawn Fades , Kreativ in den Boden - She's Lost Control, My TErminal And The Trip - Shadowplay, Stardom - Interzone, The Shimmer - I Remember Nothing, Karma In Auge - Interzone, Der Himmel über Berlin - Dead Souls, Beata Beatrix - Trasmission, Starcontrol - Something Must Break, LowFi - Isolation, Modern Blossom - A means to An End, TwoMoons - Heart And Soul, Vanity - 24 Hours, NID - The Eternal, Neiv - Decades, Christine Plays Viola - Atmosphere , Sell System - Ceremony, The Shade - These Days, The Stompcrash - Love will tear us apart , The Last Hour - Atmosphere, Sinezamia - Warsaw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz