sobota, 15 lutego 2020

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Vini Reilly z Durutti Column - pierwszy muzyk Factory Records

Vincent Gerrard Reilly (ur. 1953 r.), znany jako Vini Reilly (pisaliśmy o nim TUTAJ), jest jednym z najlepszych współczesnych gitarzystów. Choć on sam w to wątpi uważając się za przeciętnego (nie jestem wirtuozem wyznał w jednym z wywiadów).
W zasadzie jest on antytezą muzyka rockowego: nie robi nic dla sławy, nie ugania się za pieniędzmi, nie epatuje skandalicznym stylem życia… wręcz przeciwnie, jest dyskretny i nie lubi się zwierzać, choć przecież nie stroni od ludzi. Wydaje się, tak po prostu, że nie ma dla niego nic ważniejszego od muzyki.
 
Był pierwszym artystą, z którym wytwórnia Factory Records założona przez Alana Erasmusa, Tonyego Wilsona i Petera Savillea zawarła kontrakt lub raczej – którego otoczyła opieką. Co ważniejsze przyjaźnił się z Ianem Curtisem z Joy Division (pisaliśmy o tym TUTAJ).  Artysta w wielu wywiadach podkreśla, jak wiele im zawdzięcza: Tony Wilson opiekował się mną, kiedy byłem w Factory. Krzyczałem na Tonyego i mówiłem mu, jakie to wszystko trudne, a on kazał mi się zamknąć. Zwykle krzyczał „jeśli nauczyłeś się walczyć, to pierwszą rzeczą, którą zrobisz, jest to, że nie powiesz o tym ludziom!” (…) nie ma innej firmy fonograficznej, która by pozwoliła mi nagrać płytę w 1979 roku. Ani jednej. Ponieważ byłem samobójcą, ponieważ byłem poważnie i niebezpiecznie chory. Byłem całkowicie do niczego… kompletny wrak. Mój zespół rozpadł się, a ja się wycofałem. Tony Wilson i Alan Erasmus bez przerwy przychodzili do mojego domu, aby przekonać mnie do nagrania płyty. Żadna inna wytwórnia nie zrobiłaby tego

On sam także wiele zrobił dla wytwórni: W pewnym sensie stał się przez nią bezdomny i spędził przynajmniej cztery lata tułając się po domach innych ludzi. Aby zapłacić ogromne zobowiązanie podatkowe pozostałe po rozpadzie wytwórni Factory, musiał sprzedać własne mieszkanie. Jak wyjaśnił w udzielonym wywiadzie Musiałem zawrzeć dobrowolne porozumienie, aby uniknąć bankructwa. Na koniec nie miałem absolutnie nic (LINK).

Muzyk od zawsze zmagał się z depresją, miał próby samobójcze i jakby tego jeszcze było mało, w ciągu ostatniej dekady przeszedł trzy udary: dwa niewielkie w 2010 roku i poważny w 2011 roku. Po tym ostatnim, bardzo rozległym, długo nie mógł grać. Niewładna ręka nie była posłuszna i w efekcie artysta stracił wszystko… Stał się niezdolny do pracy, czyli do gry, a przez to nie mógł zarabiać na swoje utrzymanie, nie był w stanie płacić za czynsz. 



Długi rosły i w efekcie groziła mu eksmisja… Na szczęście jego bratanek, Matt Reilly, przełamał obręcz milczenia wokół muzyka i zaapelował o pomoc do licznych fanów (a w zasadzie przyjął propozycję jednego z nich). Odzew przeszedł najśmielsze oczekiwania.
 
Jednak kiedy Vini dowiedział się o tym, najpierw kazał krewniakowi zakończyć zbiórkę, bo uznał, że jest to nadużywanie dobroci, co potem skomentował w jednym z wywiadów: a co z tysiącami ludzi, którzy znajdują się w tej samej sytuacji i nie mają wokół siebie osób, które ich wspierają? I dalej:  Kiedy dowiedziałem się, że ludzie wysyłają pieniądze, aby mi pomóc, poczułem absolutne zażenowanie i upokorzenie, ponieważ nigdy wcześniej nie musiałem pożyczać. Nie jest mi łatwo pobierać pieniądze od ludzi, chyba te pieniądze zostały już wydane, w takim przypadku zrobię jakiś specjalny album i wyślę go ludziom, którzy przekazali pieniądze, ponieważ chciałby by mieli coś w zamian. Czuję się tak, jakby ludzie dbali o mnie, a to jest warte więcej niż jakakolwiek ilość pieniędzy (LINK). Dzięki temu ostatniemu wrażeniu muzyk paradoksalnie nabrał ochoty do życia. Zaczął ćwiczyć. Nie wiedziałem, że tylu ludzi zna moją muzykę. To spowodowało prawdziwą zmianę w moim nastawieniu. Do tej pory czekałem na czwarty udar, aby umrzeć… Uświadomiłem sobie, że ludzie martwią się niesprawiedliwością i pomagają tym, którzy walczą.

Obecnie nadal nie czuje się dość dobrze. Wygląda także nie najlepiej, ale ma wokół siebie osoby, które otoczyły go swoją opieką – przede wszystkim jego partner z zespołu wraz z całą rodziną. Występują wspólnie od 1981 roku. Bruce Mitchell jest perkusistą, a Vini gra na wszystkim innym: na trąbce, instrumentach klawiszowych oraz oczywiście na gitarze. Ich zespół i delikatny styl, dźwięczne, szklane brzmienie gitary, wpłynęły na wielu muzyków: od Morrisseya, z którym Reilly współpracował, przez Briana Eno po Red Hot Chili Peppers. Bez przyjaciół, Vini chyba przestałby istnieć. W wywiadzie 2015 r. otwarcie o tym mówił: …prowadzę bardzo niespokojne życie. Od piętnastu lat cierpię na depresję. Miałem trzy próby samobójcze. Chciałem, żeby to się skończyło. Kolejny przyjaciel uratował mnie, ponieważ jego dziewczyna miała białaczkę. Zapytał mnie, czy mógłbym coś dla niej napisać, melodię, która ją rozweseli. Zrobiłem więc dwa utwory, które stały się moim pierwszym albumem.
 
Nie ma w domu Internetu (jego profile w mediach obsługuje jego bratanek) nie ogląda telewizji i w zasadzie nie słucha radia. Kontakt ze światem zapewniają mu znajomi i przyjaciele, głównie jego bratanek Matt oraz rodzina Brucea Mitchella, której stał się częścią. Pokochał córkę swego przyjaciela – Zinni – spędzał z nią dużo czasu, patrzył jak dorastała, a teraz przyjaźni się z jej mężem Jamiem. Twierdzi, że oni wszyscy uratowali mu życie… (LINK).


Nadwrażliwiec w świecie show businessu. To mogło skończyć się bardzo źle, ale jednak, na razie, sprawy idą w dobrym kierunku. W 2014 roku Vini wystąpił niespodziewanie w Wilbraham St Ninian's United Reform Church podczas festiwalu w Chorlton (Chorlton Arts Festival), w Manchesterze:



W końcu poprzedniego roku wytwórnia Les Disques du Crépuscule (pisaliśmy o niej TUTAJ) wydała płytę winylową Fidelity, studyjny album The Durutti Column z 1996 roku, który pierwotnie ukazał się na CD. Pierwotnie zawierał 10 utworów napisanych i wykonanych przez Vini Reilly, z okazjonalnymi wokalami Eleya Rudge. Teraz jest to specjalna edycja z podwójną płytą w zaledwie  w 1000 egzemplarzach, tłoczona na przezroczystym, niebieskim winylu, z nową okładką autorstwa projektanta Crépuscule, Benoit Henneberta, na podstawie portretu Vini Reilly według zdjęcia Carola Morleya. Jest na niej 12 utworów, bo zdecydowano się dodać jeszcze My Only Love oraz eksperymentalny utwór The New Fidelity kiedyś wydany w portugalskiej kompilacji z 1992 roku zatytułowanej Hare, Hunter, Field.

Mistrz zaczyna tworzyć (LINK) choć wydaje się być przygotowanym na wszelkie okoliczności. Wydał nawet dyspozycję co do swojego pogrzebu: Chcę, żeby moje prochy zostały rozrzucone na Wyspie Skye. Kocham to miejsce. Patrzyłem, jak wydry bawią się tam i ptaki latają po niebie. Jesienią moje stopy były tam zimne. Tam jest zawsze tak piękne.


Pomysł jest godny uwagi... A my wracamy jutro z kolejnym postem - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz