czwartek, 26 sierpnia 2021

Edgar Ende: zapomniany surrealista

Sztuka współczesna prowadzi nas na nowe, nigdy świadomie nieodwiedzane obszary. Sztuka jest przygodą, wejściem w nieznane, spotkaniem z demonami i aniołami. Kto to powiedział? Nie męczcie się... Są to słowa Edgara Enda (1961-1965), w zasadzie zupełnie zapomnianego niemieckiego surrealisty.


Na jego obrazach widzimy świat ze snu, ze stanu niebytu, pełen wizji apokaliptycznych katastrof. Pochodzą one z podświadomości artysty, który malował wizje pochodzące z jego umysłu, po długotrwałych sesjach koncentracji w całkowicie ciemnym pokoju, podczas których skupiał się na jednej, konkretnej idei, stopniowo oczyszczając umysł z wszelkich myśli... Wtedy spływały na niego obrazy, które następnie przenosił na płótno. 


Na przykład ten wypełnia szary, pustynny pejzaż, w którym żyją anonimowi, nadzy i bezradni ludzie. Na środku malarz umieścił ścieżkę wykreśloną czerwonymi liniami, która perspektywicznie biegnie do widnokręgu i tam ginie. Jedna z postaci wskazuje bliżej nieokreślony obiekt w tle. Co to wszystko znaczy?  Nie da się tego stwierdzić jednoznacznie. Na pewno kontemplacji obrazu towarzyszy uczucie smutku i beznadziei. A może i desperacji.... 

Edgar Ende w swoim twórczym wizjonerstwie bliski był romantycznym twórcom takim jak William Blake czy Johann Heinrich Füssli (pisaliśmy o nim TUTAJ). Z tym, że jego pracom trudno przypisać równie metaforyczną treść. Są one jak je sam nazywał prelogiczne, co wyjaśniono w tekście umieszczonym na stronie internetowej malarza: Edgar Ende nie przedstawia konfrontacji ze światem realnym i jego kulturowymi, społecznymi czy historycznie zdeterminowanymi strukturami, ale pokazuje nagłe wejście w światy duchowe w kosmosie (LINK). Trzeba przyznać, że niewiele można z tego zrozumieć... Może po prostu nie da się opowiedzieć, nie da się jednoznacznie opisać, co też się na dzieje na jego obrazach? Ale za to możemy je chłonąć i przyjąć płynące w nich emocje. Albo i nie. Po obejrzeniu da się odnotować istnienie artysty, ale czy pozostać obojętnym? Popatrzmy na kilka dzieł i skonfrontujmy siebie z ich ideą. 






Z beznadziejnością i strachem egzystencji malującym się na płótnach korespondują ich losy w czasie istnienia III Rzeszy Niemieckiej a po wojnie podczas okresu rozwoju malarstwa abstrakcyjnego. Po dojściu Hitlera do władzy, twórczość Ende została w Niemczech uznana za zdegenerowaną i zakazana, a w dodatku większość jego obrazów została zniszczona w wyniku nalotu bombowego na Monachium w 1944 roku, co sprawia, że zachowane przedwojenne prace są niezwykle rzadkie...




Opisując dzieła malarzy niemieckich, którzy byli czynni w latach II Wojny Światowej, jak zwykle napotykamy na ścianę. Tak samo jest z osobą Edgara Ende. Wszystkie dostępne biogramy powtarzają jak mantrę zdanie o tym, że został wcielony do wojska do oddziałów ochrony przeciwlotniczych i wysłany na front wschodni. Walczył na terenach wschodniej Polski i w Rosji, po czym dostał się do niewoli amerykańskiej na terytorium Austrii...  U tak wrażliwego artysty przeżycia wojenne musiały zostawić traumatyczne skutki. Ale oczywiście ten rozdział życia pozostaje zamknięty. 


W 1951 Ende spotkał uznanego twórcę surrealizmu, André Bretona, który obejrzał jego prace i oficjalnie uznał surrealistą. Malarz następnie konsekwentnie podążał surrealistyczną ścieżką aż do śmierci w 1965 roku na zawał mięśnia sercowego. Całe życie studiował poezję, i literaturę, szczególnie Franza Kafkę, fascynowały go pisma psychiatry Carla Gustava Junga, w szczególności jego teoria archetypów, filozofia nihilistyczna Friedricha Nietzschego i praca historyka Oswalda Spenglera na temat upadku Zachodu. Jego metafizyczne scenerie, apokaliptyczne wizje oraz mitologiczne kształty i postaci znajdują swoje literackie echo w fantastycznych opowieściach jego syna Michaela Ende. I niestety powoli przyjmują realny kształt, wraz z obserwowanym procesem upadku cywilizacji Zachodniej w XXI wieku... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz