Pejzaże Clary Gangutia (ur. 1952) emanują świetlistą, kolorową i odrealnioną atmosferą, która przenosi widza w przestrzenie pełne spokoju i wyciszenia, gdzieś tam, gdzie rytm życia jest zupełnie inny, niż żyjącego w pośpiechu społeczeństwa XXI wieku. Przestrzenie, w które dzisiaj chcemy zaprowadzić, wykonane są mocnymi, czystymi kolorami, a postać ludzka, jeśli już się w nich pojawi, zredukowana jest do samotnego obserwatora. W ten sposób twórczość malarki z San Sebastian zamyka nas, widzów, znów w mistycznym świecie samotności znanym z obrazów Edwarda Hoppera (pisaliśmy o nim TUTAJ) lub Giorgio di Chirico (TUTAJ).
I tak na obrazach artystki mamy jej życie podzielone wręcz na klatki, które je rejestrują, zachowują i udostępniają każdemu, kto ma czas aby zatrzymać się, odwrócić głowę i zatopić w ich kontemplacji. Zatem smutek, jaki wydawałoby się przenika płótna Clary Gangutia jest tylko pozorny. Albo wcale go tam nie ma. Bo Clara po prostu pokazuje nam wszystko, co jest dla niej ważne, od nakrytego do rodzinnej herbatki stołu, po wrażenie ulotnej tęczy za oknem. Od wyglądu domu w ciasnej uliczne, oświetlonego jaskrawym słońcem południa, po doniczkę na oknie w środku nocy. Czy te widoki są równie ważne dla nas? Na to pytanie każdy odpowie sobie sam. Dla znacznej większości zapewne wcale, bo każdy nosi w sobie swoje własne krajobrazy. Jednak czy bez malarstwa Clary Gangutii (i naszego bloga) zdalibyśmy sobie z tego sprawę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz