Mike Worrall (1942) to urodzony w Matlock (Derbyshire) w Wielkiej Brytanii artysta-samouk, który od 1988 roku mieszka w Australii. Maluje surrealistyczne scenki pochodzące ze snów… Zaludniają je głównie dziwne kobiety z przeszłości, ubrane w suknie o szerokich spódnicach rozpiętych na monstrualnych fortugałach (farthingale), na których swobodnie zmieściłaby się cała zastawa stołowa. Wiele z nich jest swobodnymi, malarskimi cytatami z dzieł Diego Vélasqueza. Czemu akurat tamta epoka jest dla Worralla tak pociągająca? Tego niestety nie wiemy, bo czy jesteśmy w stanie wyjaśnić znaczenie naszych snów? Ale przecież nie on pierwszy uległ fascynacji dziełami hiszpańskiego mistrza, przed nim był choćby Pablo Picasso, który wykonał kilkanaście wersji Las Meninas. Obraz ten uchodzi za najbardziej tajemnicze dzieło sztuki. Wiele pokoleń historyków spierało się, co tak naprawdę jest jego tematem, czy jest to portret pary królewskiej? A może dworu Filipa IV? Albo podobizna królewskiej córki? Ostatecznie przyjmuje się, że jest to po trochę wszystko razem, ale poza tym, jest to także monumentalny autoportret artysty w towarzystwie rodziny królewskiej, a zarazem pochwała malarstwa jako prawdziwej sztuki…
Nie wydaje się, aby Worrallowi przyświecały podobne cele, to znaczy stworzenie alegorii sztuki. On tylko chce zaciekawić widza, stworzyć zarys fabuły a resztę pozostawić do swobodnej interpretacji. Artysta zachęca, a raczej zmusza odbiorcę do refleksji, odnośnie prawdziwego przesłania każdego obrazu. Ta tajemnica zawarta w jego obrazach wzięła się z czasów dzieciństwa i z zamiłowania malarza do dzieł zawierających pewien sekret, takich jak prace Maxa Ernsta (TUTAJ) albo Paula Delvaux (TUTAJ). I chyba ten zamiast został osiągnięty, bo płótna artysty wiszą w wielu prywatnych kolekcjach i galeriach, wiele jego obrazów znajduje się w zbiorach Romana Polańskiego, Nicholasa Roega i muzyka Alana Price (The Animals), Victora Lownesa, Vincenta Warda, Alexa Proyasa i innych. Jeden z obrazów nawet zainspirował Romana Polańskiego do zrealizowania Magbeta, a inny posłużył do stworzenia postaci w filmie Ridleya Scotta Alien III (LINK) Co zafascynowało tych wszystkich twórców, dlaczego prace Worralla znajdują tylu zwolenników? Możliwe że dlatego, iż każdy znajduje w nich coś osobistego albo też coś, co trwale uwodzi ich wyobraźnię. Mike Worrall uważa, że powodem, który może skłonić widza do zainteresowania się obrazem musi być to coś w jego treści, coś nieoczywistego, jakiś element surrealizmu.
A autor, jaki on sam jest? Często tak bardzo przygnębiony, że nie ma ochoty już nic robić i wtedy tworzy, jak to sam mówi, wyłącznie z przyzwyczajenia. I wyjaśnia ten swój stan następująco: Odkąd pamiętam zajmuję się wymyślaniem przedstawień; to moja tożsamość, to moja esencja. Bywam bardzo przygnębiony do granic łez w chwilach, gdy dopada mnie artystyczna blokada (co zdarza się co jakiś czas), ale nauczyłem się, że można dojść tylko do pewnego momentu bo potem zawsze coś się psuje, wtedy wracam do walki, sprawny i gotowy do pracy! Oberwałem tak paskudnie jakieś osiemnaście miesięcy temu. Zanim otrząsnąłem się z tego, a trwało to dziewięć miesięcy, to było trudne. Ale wyrwałem się z tego! Jest wiele powodów, przez które odczuwam tak zwaną blokadę, wtedy tracę wiarę w siebie, krótko mówiąc nagle konfrontuję się ze strachem, że nic nie zaskoczy, a ja nie jestem cholernie dobry, a ludzie którzy po prostu mnie pocieszają to wszystko wielkie kłamstwo! Jedno co wówczas pomaga to po prostu dalej rysować. W moim przypadku bazgrolę. W rzeczywistości w dzisiejszych czasach niestety rzadko przechodzę po tym do pełnego rysunku: robię gryzmoły, które mi się podobają, a potem od razu do obrazu. Aż wstyd... (LINK). Wynika z tego, że nawet tak dobry twórca jak Worrall przechodzi kryzys, wchodzi w smugę cienia. I w tej pełnej pesymizmu informacji tkwi dla nas coś optymistycznego, tak samo jak w pracach dzisiejszego bohatera, który wybraliśmy z wielu innych, zamieszczonych na stronie artysty (LINK).
Czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz