Chin H. Shin rozpoczął naukę malarstwa jeszcze w rodzinnej Korei Południowej, uczył się tam techniki olejnej i akwareli, a po pewnym czasie wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie w Nowym Jorku na Uniwersytecie Long Island zgłębiał twórczość klasyków, takich jak Camille Corot czy Edward Hopper. Fascynacje plastyczne przełożyły się na sukces zawodowy, uzyskał tytuł magistra a następnie zaczął wystawiać swoje obrazy w miejscowych galeriach sztuki. Ukochanym tematem pozostał dla niego pejzaż Nowego Jorku, w którym próbuje uchwycić nie tyle panoramę miasta, co przekazać emocje, jakie ta aglomeracja u niego budzi. Może dlatego najchętniej maluje miasto w deszczu, miasto we mgle i miasto w nocy. Wtedy widać jak kolory ulic ekspresjonistycznie mieszają się, spolaryzowane światłem i cieniem. W efekcie otrzymujemy magiczną iluzję kropel deszczu na płótnie, a panoramy przekształcają się w niemal abstrakcyjną plątaninę barwnych plam.
A jak proces malowania obrazu przebiega według autora? Na swoim blogu tak o tym pisze: Moje malarstwo zazwyczaj dotykają trzy etapy inwencji twórczej. Pierwszy to przebłysk inspiracji wyniesionych z mojego dzieciństwa lub lat młodzieńczych, drugi to bezpośredni wpływ lub oddziaływanie natury, muzyki lub mojego otoczenia. Ostatni to podążanie za „New Life” malarstwa. Lecz nawet Pablo Picasso mówił, że jego koncepcja malarska nie zawsze go zadowalała. Zwykle zaczynam malować bardzo szybko, zanim moja inspiracja zniknie – czyli od drugiego etapu inwencji, potem śledzę rozwój mojego obrazu będąc już w jego połowie. – to może być trzeci etap twórczej inwencji, w końcu po odpowiednio długim czasie w końcu podejmuję ostateczną decyzję w oparciu o mój sprecyzowany pomysł - co można podciągnąć pod moje pierwsze źródło inwencji. Ogólnie mogę powiedzieć, że proces malowania jest skomplikowany… jeśli jesteś ambitny, powinieneś spróbować maksymalnie uprościć całą swoją myśl, aby wydobyć samą energię z czystego płótna (LINK).
Lecz nie zawsze Chin H. Shin malował mgliste, zaśnieżone i deszczowe krajobrazy, bywało, że tworzył widoki ulic lub całej sylwety miasta w ciepłym świetle słonecznego popołudnia. Są one urokliwe, lecz dość konwencjonalne. Zdecydowanie jego deszczowe weduty są ciekawsze, nawet jeśli poszczególne elementy na nich się powtarzają, na przykład przechodzący ulicę mężczyzna z parasolem albo odchodząca od nas widzów kobieta. Jednak wrażliwość malarza, bogactwo kolorów nadają jego pejzażom rys wiarygodności. Niemal słyszy się padający deszcz...
Shin jest obecnie cenionym amerykańskim artystą, członkiem Oil Painters of America, American Society of Marine Artist, Portrait Society of America, Huntington Art Council. Warto zaglądać na jego stronę(TUTAJ).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz