Sebastiana Monia (ur. 1986) można uznać za specjalistę od kultury bardzo szeroko pojętej. Z wykształcenia jest nauczycielem kultury fizycznej, a z zamiłowania twórcą kultury plastycznej. Pochodzi z Pszczyny, lecz obecnie mieszka i tworzy w Dąbrowie Górniczej. Na co dzień uczy dzieci w jednej z miejscowych szkół, w chwilach wolnych bierze udział w maratonach i gra w drużynie Carbon Silesia Sport oraz słucha muzyki i maluje…
Ukończył wydział wychowania fizycznego ze specjalizacją trenersko-instruktorską na PWSZ w Raciborzu (licencjat) oraz na Politechnice Opolskiej (magisterium). Tworzy za to od zawsze, choć swoje prace pokazał publicznie dopiero w 2011 roku. Mimo, że jest samoukiem, został przyjęty do Związku Plastyków Artystów Rzeczpospolitej Polskiej, nawet otrzymał wyróżnienie za osobowość artystyczną na Ogólnopolskim Biennale Plastyki Dąbrowa Górnicza 2012 r.
Tworzy specyficzne obrazy, które określa mianem melancholijnego industrializmu. Nazwa nie jest gołosłowna, wywodzi się z inspiracji przemysłowym krajobrazem śląskich miast, ich fabrykami i szarymi blokowiskami. Znajduje także natchnienie w książkach, muzyce czy grach komputerowych. Nieodłącznym elementem procesu tworzenia stała się muzyka. Najczęściej słucha ambientu lub ścieżek dźwiękowych z gier komputerowych ale jest także wielbicielem ciężkiego uderzenia, szczególnie w klimacie nordyckim - fanem zespołu Wardruna.
Obrazy Monia nie byłyby jednak tym, czym są, gdyby nie jego żona, która studiowała malarstwo. Jest ona jego pierwszym krytykiem i recenzentem, nie raz artysta musi zmierzyć się z jej opiniami na temat kompozycji, kolorystyki i anatomii.
Na pierwszy rzut oka prace artysty są wykonane pod wpływem twórczości Zdzisława Beksińskiego, którego naśladowało lub do którego nawiązywało wielu malarzy (niektórych opisaliśmy TUTAJ) - choć sam Moń odżegnuje się od zarzutu wykonywania obrazów w konwencji znanego surrealisty. I my także tak uważamy. Bo może na pierwszy rzut oka malunki dzisiejszego bohatera postu są podobne do prac Beksińskiego, to po bliższym obejrzeniu widać jak bardzo się różnią. Są bardziej opisowe, wręcz epickie, a jednocześnie nie tak wanitatywne jak malarstwo Beksińskiego. Pojawiające się postaci ludzkie mogą równie dobrze być wzorowane na hominidach Beksińskiego, co i Stasysa Eidrigevičiusa lub Jerzego Czerniawskiego…
Niemniej jest w nich ten powiew świeżości, który się ceni. Dlatego pozwoliliśmy zwrócić na niego uwagę naszych czytelników. I zachęcamy do śledzenia jego poczynań za pośrednictwem jego strony LINK.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz