O najlepszym albumie Kanadyjczyków pisaliśmy przy okazji śmierci Neila Pearta - perkusisty, ale też i tekściarza grupy (TUTAJ). A ponieważ trwa u mnie proces odtwarzania kolekcji z kaset - na płytach winylowych, i w końcu pojawiła się w niej TA właśnie płyta, postanowiliśmy dziś do niej powrócić. Po pierwsze uwaga techniczna dla miłośników winyli - nie dawajcie się nabrać cwaniakom z Allegro, gdzie album ten na licytacjach osiąga zawrotne kwoty. Można kupić go na Discogs, a cena wraz z przesyłką z Holandii (akurat w tym przypadku) to około 3 razy mniej niż na rodzimym portalu w ramach aukcji. I jest to dysk z epoki, mało tego w stanie idealnym!
Teraz zajmijmy się muzyką, i oddajmy głos artystom.
W czasie gdy pojawił się album, basista i wokalista zespołu Geddy Lee udzielił wywiadu (TUTAJ), w którym przyznał szczerze, że zespół nie był zachwycony efektami albumu Grace Under Pressure. Na przełomie lat muzyka Rush bardzo ewaluowała (wrócimy jeszcze tutaj do dwóch wcześniejszych płyt), moim zdaniem znacznie zmienił się też wokal, a po Power Windows zespół poszedł bardziej w kierunku akustycznym. Natomiast Lee twierdzi, że Power Windows był ich powrotem do korzeni. Zbyt mocno przesunęli się w stronę pop, gdzie sekcja rytmiczna jest wyciszona - a przecież sercem ich muzyki jest właśnie sekcja rytmiczna. I tak też się stało, postanowili postawić na czysty i mocny dźwięk werbli. Zatem banalnie - odejście od popu i wejście bardziej w rock. Z drugiej strony jednak pop ma w sobie wiele walorów, nowinek dźwiękowych, z których całkowicie nie chcieli rezygnować. Pogodzenie obu tych rzeczy daje efekt w postaci opisywanego dziś albumu, zrealizowanego przez inżynierów, którzy wcześniej z zespołem nie pracowali, tak aby pozbyć się naleciałości. Grace była zdaniem Lee nieco zbyt mroczna, a Power miała być jaśniejsza i bardziej optymistyczna. Jednocześnie zadbano o to, żeby album nie był przeładowany efektami, tak aby dało się go odtwarzać live.
Album nagrywany był między kwietniem a sierpniem 1985 roku aż w 5 studiach muzycznych (LINK), wybierali je w zależności od tego w czym dane studio się specjalizuje (np. w Manor Studios nagrywali syntezatory).
Ze strony tekstowej album miał być opisem procesu siła - reakcja. Okładkę zaprojektował Hugh Syme, a na zdjęciu jest Neill Cunningham z Toronto.
O czym jest ten album?
The Big Money, inspiracją jest sposób w jaki pieniądz napędza światowy rynek. Nie bez znaczenie tutaj była literatura Johna Don Passos, a więcej opowie nam wideo:
Manhattan Project - tutaj wątpliwości nie ma, i o tym pisaliśmy już we wcześniejszym naszym wpisie (TUTAJ). Bomba atomowa, a pierwsze prace nad jej konstrukcją miały miejsce na Manhattanie właśnie. Zresztą wideo z koncertów w tamtym okresie idealnie oddaje sens tego utworu:
Territories - Piosenka o spornych terenach, ponoć Peart pisząc ten tekst myślał o roszczeniach Chin wobec Tajwanu... Lata mijają problem ciągle aktualny, ostatnio chyba nawet za bardzo.
Middletown Dreams życie na przedmieściach i małych miasteczkach i nadzieja, że kiedyś człowiek się stąd wyrwie.
Emotion Detector - moim zdaniem kulminacyjny i najlepszy moment albumu - ballada o kontroli emocji, o tym że jej brak wprawia człowieka w niepewność.
Mystic Rythms - mocne zakończenie o schematach myślowych, które mimo faktu, że każdy jest inny, mogą łączyć zupełnie różnych ludzi.
Zatem przeżyjmy to jeszcze raz, mając świadomość, że nigdy już nie usłyszymy tego arcydzieła na żywo...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz