Wczorajszy post o Andy Warholu zainspirował do pewnej ważnej refleksji, pokazującej jak wiele jeszcze obszarów związanych z Factory Records jest mało poznanych. Przypomina się słynna anegdota o legendarnym polskim aktorze Janie Himilsbachu. Kiedy jeden z dziennikarzy zapytał go, dlaczego te same historie opowiadane w różnych wywiadach mają różniące się wersje, genialny aktor miał odpowiedzieć, że gdyby powtarzał to samo, to by było nudno.
Stąd już tylko o krok do słynnej maksymy Tony'ego Wilsona, obok Alana Erasmusa i Petera Saville'a jednego z trzech założycieli Factory Records. Kiedy pisaliśmy w poprzednim tekście (TUTAJ) o faktach z okolic Factory i Joy Division, które wciąż pozostają niewyjaśnione, podaliśmy genezę tej maksymy: W końcu zapewne nigdy nie dowiemy się prawdy o tym, dlaczego Factory tworzyli obraz Joy Division jako smutnych, ponurych wręcz intelektualistów. Czarno - białe zdjęcia (prawdą jest że kolorowe klisze były wtedy bardzo drogie), i jeden z wywiadów Kevina Cumminsa, w którym powiedział, że specjalnie fotografował członków zespołu z ponurymi minami. Tony Wilson, zapożyczając maksymę z jednego z westernów i przerabiając ją na własną modę powiedział, że jeśli masz do wyboru drukować prawdę, czy legendę, drukuj legendę. Wydaje się, że jedynie Vini Reilly z Durutti Column był na tyle odważny, żeby w piosence Missing Boy przemycić coś, o czym oficjalnie się nie mówi.
Tak więc wielokrotnie przyłapywaliśmy Tony'ego Wilsona na drukowaniu legendy. Przypomnijmy tylko, że film 24 Hour Party People (oparty na książce Tony'ego, która jest jednocześnie scenariuszem filmu) zawiera wiele scen zwyczajnie zmyślonych (pisaliśmy o tym choćby TUTAJ i TUTAJ). Do czego zmierzamy?
Otóż oficjalnym przekazem, który można spotkać w niemalże każdej książce o Factory Records, na temat genezy nazwy wytwórni jest, że powstała ona, kiedy trzej założyciele fotografowali się na tle opuszczonej fabryki w Manchesterze. Zresztą chwila ta została uwieczniona na legendarnej fotografii Kevina Cumminsa:
My jednak mamy inne zdanie i wiąże się ono właśnie z postacią Andy Warhola.
Kiedy studiuje się muzyczne fascynacje Tony Wilsona w okresie tworzenia Factory Records, to wiele razy pojawiają się w nich postaci Lou Reeda i Velvet Underground. Tony pocieszał załamanego po nieudanym koncercie Iana Curtisa, który miał rzekomo płakać w barze w Bury nad sceną, że Lou Reed miał bardzo nieudany koncert w Manchesterze (na którym Curtis był) bo był masakrycznie pijany, i mimo tego nic się nie stało, a publika była zachwycona (pisaliśmy o tym TUTAJ). Mało tego, kiedy Tony siedział z Peterem Savillem i słuchali na żywo A Certain Ratio, ten pierwszy miał wyrazić swój entuzjazm i wykrzyknąć: mamy wreszcie swoich Velvets. Joy Division coverowali Sister Ray z repertuaru Velvet Underground, a ostatni zarejestrowany na żywo, koncertowy utwór z udziałem Curtisa kończy się słowami, że mają nadzieję iż Lou Reed byłby zadowolony z ich wersji...
Fakty te pokazują wielką fascynację ludzi z okolic Factory zespołem Velvet Underground, a stąd przecież krok do Warhola. To on umożliwił im nagranie słynnej płyty z bananem na okładce (której był autorem) i mimowolnie zapisał się w historii muzyki. Mimo tego, że się kompletnie na niej nie znał, towarzyszył zespołowi podczas nagrań pomrukując i kiwając głową, dając zespołowi pełną swobodę.
I tutaj docieramy do sedna sprawy.
Bowiem to nikt inny jak Andy Warhol stworzył w Nowym Jorku centrum artystyczne, działające w latach 1963 - 1987. A centrum to nazywało się The Factory.
Poświęcimy jego działalności osobny tekst, wyrażając przy tym refleksję, że słowa Tony'ego Wilsona powinny być brane przez grube sito. Przypomnijmy nasz tekst o zmianie okładki singla LWTUA po śmierci Iana i wątpliwości co do zaakceptowania przez niego okładki Closer (TUTAJ). Przypomnijmy słowa Petera Hooka, że nigdy nie poznacie prawdy o Joy Division. Finalnie, przypomnijmy dialog z Twittera między jednym ze świadków tamtych czasów z okolic wytwórni (pomijamy nazwisko z powodów ostrożności procesowej) a internautą, który zadał mu wprost pytanie: czy Factory Records oczekiwało śmierci Curtisa, żeby robić na niej pieniądze?
Puzzle układają się, a Vinni ma coraz więcej racji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz