Na naszym blogu postać legendarnego reżysera dźwięku, basisty, poety, a przede wszystkim twórcy Manchaster Sound omawiana była już dość obszernie (warto zobaczyć TUTAJ). Wielokrotnie przewijała się przez streszczaną tutaj ostatnio, najnowszą książkę Jona Savagea (TUTAJ), czy też przez opisywany u nas obszernie film dokumentalny o Factory Records pt. Shadowplayers (TUTAJ). I chociaż wydawało nam się, że teraz pora omówić najnowszą książkę perkusisty Joy Division Stephena Morrisa, która czeka w naszej biblioteczce, postanowiliśmy zrobić inaczej. Postanowiliśmy odpocząć nieco od historii Joy Division, a skupić się na książce Colina Sharpa poświęconej, jak sam podtytuł wskazuje, Muzycznemu Magikowi z Factory Records, czyli Martinowi Hannettowi, choć oczywiście nie da się uniknąć, w zasadzie już od jej pierwszych stron, Iana Curtisa i kolegów z zespołu.
Książka wydana została w roku 2007 przez Aurum, a kim jest autor najlepiej wyjaśnia krótka notka na jej początku:
Książka wydana została w roku 2007 przez Aurum, a kim jest autor najlepiej wyjaśnia krótka notka na jej początku:
Zatem mamy do czynienia z naocznym świadkiem tamtych chwil, chociaż już od samego początku książka zdaje się być dokumentalno - fabularna. Choć nie jest to powiedziane wprost, niektóre jej fragmenty, których autor nie jest do końca pewny, a które być może zna tylko z opowieści, przedstawiane są inną czcionką. Jeśli nasz do wyboru: drukować prawdę , czy legendę - drukuj legendę, zwykł mawiać Tony Wilson, i być może autor ma tego świadomość, więc w swoisty sposób ostrzega nas czytelników, przed legendami właśnie. Mało tego zdaje się je nieco, na potrzeby książki, podkolorowywać.
Bardzo dużym plusem wydawnictwa są krótkie rozdziały, dlatego łatwo i szybko się czyta. Dzisiaj omówimy pierwsze dwa, skupiając się jednak na faktach a mniej na legendach, czy wyobrażeniach autora.
Od legendy zatem zaczyna się pierwszy rozdział, opisujący jak około 10 lat po samobójstwie Iana Curtisa, Martin nabył niemiecki rewolwer z czasów II Wojny, od handlarzy bronią i pojechał na Palatine Road do mieszkania Alana Erasmusa, gdzie mieściła się siedziba Factory Records, żeby zastrzelić Tony Wilsona. Upewnił się najpierw, że Tony tam jest, bo chciał odzyskać pieniądze zainwestowane w Factory, i nie zgadzał się z decyzją otwarcia Haciendy. Uważał, że należy zainwestować w studio nagraniowe. Scena ta pokazana jest w filmie 24 Hour Party People, opisywanym przez nas TUTAJ. Ta historia wg. Sharpa nie wydarzyła się nigdy, choć podobno Hannett miał strzelać do niektórych, gdy był wkurzony. Miało do tego dojść np. po konflikcie kiedy New Order nie byli zadowoleni z efektów jego pracy nad ich pierwszą płytą. Autor tłumaczy to zachowanie głęboką depresją Martina, który bardzo przeżył samobójstwo Iana Curtisa.
Rozdział 2 zawiera fakty, tak też James Martin Hannett urodził się 31.05.1948 roku w rodzinie katolickiej i miał brata oraz dwie siostry. Mimo że był najstarszy, lubił jak mu matkowano, zwłaszcza gdy robiła to jego siostra Julie, która lubiła się niem opiekować. Julie do dziś gra na wiolonczeli, stąd rodzina uważana była za umuzykalnioną.
Już w dzieciństwie MH fascynował się chemikaliami i lekami, starał się stworzyć perfekcyjny eliksir - chodziło o mieszankę jaką podaje się pacjentom terminalnym (tzw. Brompton's Coctail): alkohol, morfina i kokaina. Ogólnie eksperymentował z różnymi mieszaninami, które testował na sobie, jako przykład podana jest mieszanina: ciepła woda, gin, woda Brut po goleniu, Cinzano... Czasem po tym chorował, ale czego nie robi się w imię postępu... Antidotum na mieszanki było mleko z cukrem i sacharyną. Był doskonałym matematykiem i chemikiem, czyli umysłem jak najbardziej ścisłym. Stąd bardzo dbał żeby w Factory wszystko było jak najbardziej uporządkowane, ponumerowane i usystematyzowane. Studiował na Manchester Institute of Science and Technology (UMIST) pod koniec lat 60-tych, gdzie uzyskał tytuł magistra chemii.
Już w dzieciństwie MH fascynował się chemikaliami i lekami, starał się stworzyć perfekcyjny eliksir - chodziło o mieszankę jaką podaje się pacjentom terminalnym (tzw. Brompton's Coctail): alkohol, morfina i kokaina. Ogólnie eksperymentował z różnymi mieszaninami, które testował na sobie, jako przykład podana jest mieszanina: ciepła woda, gin, woda Brut po goleniu, Cinzano... Czasem po tym chorował, ale czego nie robi się w imię postępu... Antidotum na mieszanki było mleko z cukrem i sacharyną. Był doskonałym matematykiem i chemikiem, czyli umysłem jak najbardziej ścisłym. Stąd bardzo dbał żeby w Factory wszystko było jak najbardziej uporządkowane, ponumerowane i usystematyzowane. Studiował na Manchester Institute of Science and Technology (UMIST) pod koniec lat 60-tych, gdzie uzyskał tytuł magistra chemii.
Był zafascynowany matematyką, fizyką i nowymi technologiami. Uważał, że na świecie istnieją tylko dwa czyste języki: matematyka i muzyka. Zawsze chciał stworzyć coś innowacyjnego i unikalnego. Chodził na koncerty - zawsze szukał nowych brzmień, tak też widział: the Beatles, Pink Floyd, Rolling Stones i Animals.
Po jednym z takich koncertów założył z kolegami zespół Greasy Bear (pisaliśmy nieco na ten temat TUTAJ). Grali bluesa i rocka raczej dla zabawy, niż komercyjnego sukcesu. Martin grał na basie i był wtedy związany z Wendy 1 (sam ją tak nazwał, celem odróżnienia od Wendy 2). Był niczym Ian Curtis, który jak motyl zmienił się z brzydkiego chłopaka w atrakcyjnego, długowłosego młodzieńca o błękitnych oczach. Wendy 1 była bardzo atrakcyjną dziewczyną i obiektem pożądania, wiec stanowili ładną parę i zamieszkiwali razem długo. Martin wtedy mocno schudł bo był na diecie i zażywał amfetaminę. Wtedy też zostawał po koncertach i rozmawiał z muzykami, którzy go fascynowali. Po jednym z nich spotkał Seve Hopkinsa.
Ta historia rozpoczyna rozdział 3 książki, który opiszemy na naszym blogu niedługo. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz