Dzisiaj w dziale Z Mojej Płytoteki, a jednocześnie Z katalogu Factory, płyta FACT 244 z 1989 roku, czyli album The Durutti Column - Vini Reilly. Muszę przyznać, że miałem dość mieszane uczucia, bowiem zakupiona jako oryginał płyta, i to za niemało, okazała się przedrukiem na rynek hiszpański, co mnie lekko rozczarowało, ale tylko na początku.
Jak widać bowiem, została wydana przez The Movement of 24 January, i posiada oficjalne afiliacje Factory Records. Bootleg - pomyślałem w pierwszej chwili, tym bardziej, że w biblii o Factory Records, czyli opasłej książce Jamesa Nicea nic na temat owego ruchu nie ma... Na szczęście w czeluściach sieci udało mi się odszukać nieco skromnych informacji o Ruchu 24 Stycznia (TUTAJ).
Była to inicjatywa Vini Reilly, Brucea Mitchella i Tony Willsona, mająca na celu promowania wczesnych wydawnictw A Certain Ratio i Durutti Column (wszystko co wydali zebrane jest TUTAJ).
Zatem wydaje się, że całkiem przypadkowo zostałem posiadaczem dość unikatowej wersji albumu The Durutti Column - Vini Reilly.
Co do samej płyty, cóż...
Tracklista z mojego albumu dokładnie zgadza się z wydanym przez Factory, natomiast nieco różni się od wersji, jaką możemy odsłuchać na Youtube, którą zamieszczam poniżej. Zatem na płycie mamy:
A sama muzyka?
Muzyka na albumie jest pełna niepokoju, chwilami bardzo smutna, jak choćby w otwierającym Love No More, czy trzecim na płycie Opera I. Trudno słuchając tego albumu zgodzić się z opinią Deborah Curtis, że DC tworzyło muzykę do tańca... Wiemy o tym, że Vini przyjaźnił się z Ianem Curtisem (warto zobaczyć TUTAJ i TUTAJ), o czym pisaliśmy TUTAJ, i sam był po kilku próbach samobójczych, będąc praktycznie non - stop na antydepresantach. O pierwszej płycie Durutti Column pisaliśmy TUTAJ.
Najważniejsze jednak jest to, że kiedy słuchamy muzyki z tego albumu, początkowo wydaje nam się ona w większości jakimś brzdąkaniem. Jednak po kilku odsłuchaniach album staje się dość zwartym muzycznym projektem. Na pewno nie jest to, jak określa wielu, cold wave, co to to nie. Ale jest w nim jakiś niepokój, nostalgia, trochę muzyki eksperymentalnej, może nawet chwilami psychodelicznej...
Czy ktoś dzisiaj tak jeszcze gra?
O tym co dzieję się z Vinim obecnie, można przeczytać w jednym z naszych niedawnych wpisów TUTAJ.
The Durutti Column - Vini Reilly, Factory Records 1989, produkcja: Vini Reilly i Stephen Street, tracklista: Love No More, Pol in G, Opera I, People' Pleasure Park, Red Square, Finding The Sea, Otis, William B, They Work Every Day, Opera II
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Jak widać bowiem, została wydana przez The Movement of 24 January, i posiada oficjalne afiliacje Factory Records. Bootleg - pomyślałem w pierwszej chwili, tym bardziej, że w biblii o Factory Records, czyli opasłej książce Jamesa Nicea nic na temat owego ruchu nie ma... Na szczęście w czeluściach sieci udało mi się odszukać nieco skromnych informacji o Ruchu 24 Stycznia (TUTAJ).
Była to inicjatywa Vini Reilly, Brucea Mitchella i Tony Willsona, mająca na celu promowania wczesnych wydawnictw A Certain Ratio i Durutti Column (wszystko co wydali zebrane jest TUTAJ).
Zatem wydaje się, że całkiem przypadkowo zostałem posiadaczem dość unikatowej wersji albumu The Durutti Column - Vini Reilly.
Co do samej płyty, cóż...
Tracklista z mojego albumu dokładnie zgadza się z wydanym przez Factory, natomiast nieco różni się od wersji, jaką możemy odsłuchać na Youtube, którą zamieszczam poniżej. Zatem na płycie mamy:
A sama muzyka?
Muzyka na albumie jest pełna niepokoju, chwilami bardzo smutna, jak choćby w otwierającym Love No More, czy trzecim na płycie Opera I. Trudno słuchając tego albumu zgodzić się z opinią Deborah Curtis, że DC tworzyło muzykę do tańca... Wiemy o tym, że Vini przyjaźnił się z Ianem Curtisem (warto zobaczyć TUTAJ i TUTAJ), o czym pisaliśmy TUTAJ, i sam był po kilku próbach samobójczych, będąc praktycznie non - stop na antydepresantach. O pierwszej płycie Durutti Column pisaliśmy TUTAJ.
Najważniejsze jednak jest to, że kiedy słuchamy muzyki z tego albumu, początkowo wydaje nam się ona w większości jakimś brzdąkaniem. Jednak po kilku odsłuchaniach album staje się dość zwartym muzycznym projektem. Na pewno nie jest to, jak określa wielu, cold wave, co to to nie. Ale jest w nim jakiś niepokój, nostalgia, trochę muzyki eksperymentalnej, może nawet chwilami psychodelicznej...
Czy ktoś dzisiaj tak jeszcze gra?
The Durutti Column - Vini Reilly, Factory Records 1989, produkcja: Vini Reilly i Stephen Street, tracklista: Love No More, Pol in G, Opera I, People' Pleasure Park, Red Square, Finding The Sea, Otis, William B, They Work Every Day, Opera II
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz