piątek, 23 lutego 2018

Niedocenieni: She Past Away

No proszę Państwa mamy tutaj coś zupełnie obłędnego, nieziemskiego. Mamy post - punk z... Turcji. 

Ale proszę się nie obawiać, Panowie doskonale dają sobie radę z językiem angielskim, choć po turecku też śpiewają, co jakoś nie razi. W muzyce słychać mix Joy Division, Sisters of Mercy i Clan of Xymox. Ale nie jest to w stylu tribute bands, czego nie cierpię, tylko jest to znakomite wykorzystanie źródeł jako inspiracji do czegoś nowego. 

Sami piszą o sobie tak: 

She Past Away to zespół dark wave z odnowionym brzmieniem lat 80-tych. Gitara brzmiąca jak z epoki post punk, jest zmiksowana z minimalistycznymi tekstami po Turecku.     

Zespół nagrał 3 płyty: Volume I-3, Narin Yalnızlık oraz Belirdi Gece. Płyty gadżety można zakupić TUTAJ 

Poniżej próbka ich dokonań - na prawdę polecam - piosenka Kasvetli Kutlama z ostatniej płyty:

 

A tutaj fragment show z Paryża z 20.01.2017:

 



czwartek, 22 lutego 2018

Niezapomniane koncerty: AND ALSO THE TREES - Missing in Mâcon (2013)

Zdaję sobie sprawę, że być może na poważnym blogu nie powinno być tego typu wpisów. Ale na swoje usprawiedliwienie mam dwa fakty.

Po pierwsze - blog ten ma na celu propagowanie chłodnej fali, jej źródeł, muzyki post punk, cold-wave, sztuki tego rodzaju w każdej formie jak: poezja, literatura czy kino. Zespół o którym dziś piszę niewątpliwie do tego gatunku się zalicza, w zasadzie do klasyki gatunku.

Po drugie - internet to niezgłębione źródło informacji. Czasem łatwo coś przeoczyć. W przypadku dzisiejszego koncertu chciałbym alby do tego właśnie nie doszło. 

A teraz kilka zdań o bohaterach. Zespół powstał w roku 1979 w UK w Inkberrow - 150 km od Londynu. To jakieś 2.5 godziny jazdy samochodem w kierunku południowym od Manchesteru. W twardym jądrze od początku pozostają dwaj bracia: Simon i Justin Jones, wokalista i gitarzysta. Na swojej oficjalnej stronie internetowej (TUTAJ) tak piszą o swoich korzeniach: 

"Zainspirowani ruchem post-punk And Also The Trees od samego początku byli inni. W przeciwieństwie do swoich rówieśników takich jak: PIL, Joy Division i The Gang Of Four, And Also The Trees byli pod wpływem prawie wyłącznie krajobrazu i historii wiejskiego otoczenia, i ten wpływ pozostaje w nich do dziś."

And Also The Trees (1984, Reflex Records)
Virus Meadow (1986, Reflex Records U.K.)
The Evening of the 24th (1987, Reflex Records)
The Millpond Years (1988, Reflex Records)
Farewell To The Shade (1989, Reflex Records)
Green Is The Sea (1992, Normal Records)
The Klaxon (1993, Normal Records)
Le Bataclan (1994, AATT)
Angelfish (1996, AATT)
Silver Soul (1998, AATT)
Further From The Truth (2003, AATT)
(Listen For) The Rag and Bone Man (2007, AATT)
When the rains come (2009, AATT)
Hunter not the hunted (2012, AATT)
Born into the waves (2016, AATT) 

Do ich twórczości wrócę, tymczasem posłuchajmy i co ważniejsze, obejrzyjmy. To na prawdę mistrzostwo świata jeśli chodzi o realizację. Proszę zwrócić uwagę na wirtuozerię artystów, jak stopniowane są emocje, jak piękna i wymowna jest gra świateł...  Proszę posłuchać jak w zasadzie minimalistyczną liczbą instrumentów można osiągnąć suspens godny sztuki Shakespeare'a. I to sztuki najwyższych lotów. A przy okazji te teksty... 

Oto tracklista: Rip Ridge, Maps in her wrists and arms, Hunter not hunted, Only, He walked through the dew, The legend of Mucklow, Slow Pulse Boy, Mermen of the Lea, Angel, Devil, Man and Beast, Dialogue, Bloodline, The Knave, A room lives in Lucy, Rive Droite Encores, Missing, Burn Down this Town , Virus Meadow.

Dajmy się zaczarować...
 

środa, 21 lutego 2018

Zalecenia na przeżycie, dawka 1

Doktor powiedziała: test Becka wskazuje, że nie jest dramatycznie, to w pewnych okolicznościach wytłumaczalne, do maksimum skali mamy jeszcze trochę, choć nie za wiele. Właściwie powinien zająć się tym specjalista. 

Powiedziałem: nie chcę. Proszę mi pomóc. 

Powiedzą: leczy się u specjalisty = wariat.

Dodała: Jak długo to trwa?

Odpowiedziałem: Jakieś 5 lat.  Pięć lat. V lat. Lato, wiosna, zima, jesień, urlop, praca, święta, sen płytki, kilka godzin 3, trzy, III, no maksimum 4. Myśli, natłok taki, że pod powieką szybko rozbłyskuje  ostre światło. Nie daje zasnąć. Jest dobrze - obawa, że pójdzie źle. Jest źle - obawa, że nie pójdzie dobrze.

Zapytała: Jakieś głosy?

Zaprzeczyłem:  Nie, nie jeszcze, choć wiem, czytałem, że zaczną wołać, kiedy osiągnę maksimum skali. Będą zachęcać, prowokować, namawiać, obiecywać.

Przerwała: Nie powinien pan teraz być sam, czy bliscy to rozumieją?

Byłem szczery: Nie. Oni obwiniają, weź się, dasz radę, przecież jest dobrze, śpij.

Zaproponowała: To może kilka dni urlopu, powiedzmy tydzień? 

Pokiwałem przecząco głową: Muszę pracować, zaległe kontrakty, wyjazdy w delegacje w następnym tygodniu, nawet dziś muszę jeszcze...

Uśmiechnęła się: no tak. Włączymy białe tabletki, 7.5 mg. Proszę przed snem, a jak się nie uspokoi, to również rano.

Miligramy Zopiklonu, dla przypadków znacznego wyczerpania pacjenta, powodują uspokojenie. I później jeszcze, zaraz przed snem, zielone tabletki, 50 mg, Opipramol, żeby pan się nie bał. 

Mam znajomego, zapytam co jeszcze, jeśli nie pomogą, skoro pan nie chce specjalisty. Proszę zajrzeć do mnie za 1, I, jeden, miesiąc, ocenimy efekty. 


wtorek, 20 lutego 2018

Wideo reklamujące ISOLATIONS

No dobrze, skoro już choruję i z tego co widzę ostatni dzień, to postanowiłem zrobić wideo promujące blog. Zapraszam do propagowania go w sieci. Mam nadzieję, że się podoba...

M.C. Escher - litografia przemijania

We adore chaos because we love to produce order... -  M.C. Escher

M.C. Escher (1898-1972) - genialny artysta, człowiek, który wywarł ogromny wpływ na współczesną sztukę wzorniczą i grafikę. Ktoś może zapytać, co  ma wspólnego grafika jakiegoś leworęcznego Holendra z tym blogiem? Otóż wydaje mi się, że największe dzieła M.C. Eschera z okresu 1936-1941, czyli z okresów tzw. szwajcarskiego, belgijskiego i holenderskiego zawierają w sobie ogromny pierwiastek egzystencjalizmu. 

Zobaczmy choćby Wchodzący - Schodzący. Kiedy byłem bardzo młody w litografii tej fascynowała mnie najbardziej umiejętność z jaką autor potrafił dokonać tzw. łamania perspektywy, przez co wchodzący są wiecznie wchodzącymi a schodzący - schodzącymi.
Po lewej stronie na balkonie jakiś człowiek przygląda się kołowrotkowi życia, wiecznemu wspinaniu się tych, którzy dążąc do celu popadli w stan zaślepienia i nie widzą, że kręcą się w kółko. Nie widzą, że zawsze po prawej ręce mają schodzących, mało tego, ci znajdują się na ich wysokości, zatem bardzo łatwo może dojść do zamiany. Jakże niewiele potrzeba żeby z fazy wzlotu przejść do fazy upadku...  

Ten przyglądający, podparty  jakby zastanawiał się, do której grupy dołączy. To zapewne młody człowiek myślący o tym, co czeka go w przyszłym, dorosłym życiu. Ten po prawej, siedzący na schodach, jakby wyczekujący, obojętny, ma już cykle wchodzenia i schodzenia za sobą. Nie jest to czasem człowiek w ostatniej fazie życia, czekający na śmierć? Czy ta litografia nie powinna nazywać się po prostu: Życie

Będę wracał do dzieł M.C. Eschera wielokrotnie, nie da się tak genialnego artysty opisać w jednym tekście. Na koniec chciałem jeszcze pokazać mistrza przy pracy i powiedzieć, że Jego litografie były na prawdę bardzo małych rozmiarów, czy ktoś uwierzy, że ta powyżej ma zaledwie 285 mm x 355 mm. A oto sam mistrz przy pracy:
Escher At Work from M.C. Escher on Vimeo.

poniedziałek, 19 lutego 2018

Dlaczego uważam, że "Closer" Joy Division to concept album?

Closer to klasyk chłodnej fali, album po którym wszystko się skończyło, album do którego Ianowi Curtisowi "teksty napisały się same", jak cytował wypowiedź Iana, Peter Hook w jednym z wywiadów. Album oglądany przez ekspertów z każdej strony, analizowany, wychwalany pod niebiosa za mistrzostwo zespołu, ale i za realizatorski talent i efekty Martina Hannetta.  Mało kto jednak, z krytyków zauważa fakt, że w rzeczywistości jest to "concept album" czyli dzieło od początku do końca stanowiące spójną całość, z przesłaniem od twórcy, w tym przypadku wokalisty Joy Division.

Na tłumaczenie tekstów przyjdzie tutaj jeszcze pora, natomiast teraz szczegóły uzasadniające moją opinię.

"Atrocity Exhibition" - inspirowany prozą J.G. Ballarda, o którym pisałem TUTAJ, symbolizuje narodziny, to zaproszenie - otwierają się drzwi, chodź zobaczysz wszystkie okropieństwa świata, masowe morderstwa, ludzi którzy za wszelką cenę chcieli osiągnąć sukces. 


"Isolation" - tutaj kluczowym staje się rozliczenie Curtisa z rodziną, głównie z matką: matko wybacz mi, starałem się, ale nie umiałem, wstydzę się rzeczy przez które musiałem przejść i tego kim jestem. To alibi dla czynu, którego autor dokona później. Swoją drogą, na cmentarzu w Macclesfield często można spotkać mamę i siostrę lidera zespołu.  Są bardzo miłe dla fanów których tam spotykają.

"Passover" - rozpoczyna się przygotowanie do aktu unicestwienia. Pojawia się kolejny kryzys, który stawia przyszłość pod mocnym znakiem zapytania. Brak odpowiedniego przygotowania w dzieciństwie, powoduje kompletne niedostosowanie do dorosłej rzeczywistości. Kryzys pogłębia się pod wpływem otoczenia, ludzi niestałych w przekonaniach. Autor poddaje się i czeka na to, co nastąpi.   

"Colony" - kryzys pogłębia dalszy proces destrukcji, wyprowadzka żony, wbrew jej samej. Rozpad życia rodzinnego wywołuje u autora poczucie bezużyteczności.

"A Means to an End" - następuje pogodzenie się z utratą życia małżeńskiego, przychodzą wspomnienia i porównania, tego co było planowane, z tym co z tego wyszło: utrata wiecznej przyjaźni, wspólnego życia, planów, i co najważniejsze - zaufania. 


"Heart and Soul" - waży się decyzja o podjęciu samobójstwa. Jedno musi spłonąć, albo serce albo dusza, ich koegzystencja staje się na obecnym etapie niemożliwa. Przeszłość staje się częścią przyszłości, teraźniejszość wymyka się z rąk.

"Twenty Four Hours" - może przed pojęciem ostatniego drastycznego rozwiązania da się jeszcze coś zmienić, znaleźć sens, odnaleźć przeznaczenie? Może serce pozwoli dokonać właściwego wyboru? Martin Hannett wspominał w wywiadzie TUTAJ że Curtis do końca chciał wszystko poukładać.

"The Eternal" - to się stało. Przechodzi procesja, milkną głosy.  Chwała tym, których kochaliśmy, a którzy odeszli... Dusza przygląda się tym co pozostali, co są jak spadające liście, prędzej czy później czeka ich to samo - śmierć.
 

"Decades" - autor dołącza do wielu młodych, którzy nie dali rady udźwignąć ciężaru na swoich ramionach. Ich serca stracone, a drzwi do raju bezlitośnie zatrzaśnięte. 

niedziela, 18 lutego 2018

Hotelowe hospicjum

Kiedyś nie lubiłem wyjazdów. Od kilku lat jednak uległo to zmianie, i teraz wręcz tęsknię za samotnymi popołudniami i wieczorami w hotelach. Myślę, że gdyby było mnie stać na opłacanie rachunków, to chętnie bym tutaj zamieszkał na stałe. 

Wreszcie można wyrwać się z tego kołowrotka. Wreszcie można spokojnie położyć się w ciszy, i wsłuchać w samego siebie. W zupełnym bezruchu nie myśleć o niczym. 

W absolutnej głuszy pojawia się rozrastające pulsujące światełko, które po pewnym czasie ulega spłaszczeniu i ewoluuje w lustro wody. Na tafli wolno powstają pierwsze zaburzenia - fale. Ale nie są to fale takie które można zobaczyć nad morzem, czy jeziorem. Tafla drży, tak jakby woda rezonowała i odbijała drgania czegoś rażonego prądem.   

Nie można określić czy to sen, czy jawa, bo myśli nie ma. Jest tylko widok drgającej tafli, która nagle, niczym ocean z Solaris Lema, zaczyna tworzyć siwy aerozol, i w końcu przyjmuje kształt jasnego tunelu. Z jego głębi, za matowym ekranem z mgły sączy się białe, ciepłe, przyjazne światło. 

Wyciągam ku niemu rękę i czuję, że jest mi tak dobrze, jak nigdy przedtem. Zaczynam podążać w jego kierunku.