niedziela, 31 marca 2019

Nasz wywiad: Alek Januszewski o swoich projektach płyt Siekiery, Fali i paleniu okładki płyty Republiki

Pierwszą część wywiadu z p. Alkiem Januszewskim zaprezentowaliśmy TUTAJ. Omówiliśmy w nim genezę powstania okładki singla Joy Division, wydanego przez Tonpress.

Dzisiaj kolejna część wywiadu - tym razem o okładkach płyt Republiki (o której pisaliśmy TUTAJ), Obywatela GC i kultowej okładce płyty Nowa Aleksandria zespołu Siekiera (o której pisaliśmy TUTAJ). Zapraszamy. 

Jaki był pierwszy projekt okładki płyty, który Pan zrealizował? Jak to się stało, że skierował Pan swoje zainteresowania artystyczne w stronę projektowania okładek?

Studiowałem na warszawskiej ASP  malarstwo u prof. Teresy Pągowskiej i grafikę użytkową u  znakomitego plakacisty prof. Macieja Urbańca. Równolegle interesowałem się też muzyką, początki zespołu Gardenia sięgają właśnie czasów studiów kiedy z kolegą z sąsiedniej pracowni Radkiem Nowakiem zaczęliśmy wspólne próby i ich rejestracje na szpulowy magnetofon. Właśnie płyty ulubionych zespołów i okładki płytowe stały się dla mnie tym miejscem w którym spotykają się te dwie dziedziny: muzyka i grafika. W tamtych czasach dostęp do tych wydawnictw był z wiadomych powodów ograniczony i płyty które docierały były dla nas obiektem podziwu (z powodów poligraficznych) i fetyszystycznego kultu. Zacząłem projektować okładki dla siebie i dla nieistniejących jeszcze zespołów. Kiedy po studiach chodziłem po redakcjach w poszukiwaniu zleceń, w Tonpressie miałem już co pokazać z pasjonującej mnie dziedziny. Na próbę redakcja dala mi do zaprojektowania okładkę dla wschodzącej wtedy gwiazdy piosenki Izabeli Trojanowskiej. Był to dla mnie od razu skok na głęboką wodę. Pierwszą płytę Trojanowskiej zaprojektował  bowiem legendarny dla mnie wtedy z racji pracy na zachodzie projektant Rosław Szaybo. Spotkałem się z artystką i jej mężem, porozmawialiśmy o ich wyobrażeniach dotyczących tej płyty. Udało mi się stworzyć ze zdjęcia piosenkarki pewien nastrojowy collage, który spodobał się i jej (co ważne) i redakcji. Tak to się zaczęło…

Projekt płyty Fala (pisaliśmy o niej TUTAJ) - płyty którą zna chyba każdy miłośnik muzyki undergroundowej w Polsce - czy kiedy Pan projektował okładkę znał Pan treść płyty, czy też działał Pan na przysłowiowego "czuja?"?  A jeśli nie, która piosenka z tej płyty była dla Pana najbardziej inspirująca?

Tytuł oczywiście pochodzi od piosenki Siekiery w pierwszym składzie, ale może jednak nie to było inspiracją? Dla mnie wtedy, kiedy jako uczeń liceum słuchałem tej płyty najważniejsze były piosenki Prowokacji i Siekiery. A dla Pana?

(Panie Alku, ja tu tylko sprzątam... niemniej miło że Pan pyta - dla mnie Prowokacja, Siekiera i bydgoski Abbaddon, który nawet miałem kiedyś okazję widzieć na żywo).

No i ta okładka - czy jest tam aluzja do pękającego monolitu twardego bloku komunistycznego?

Tak, znałem materiał z tej płyty, puścił mi go Sławek Gołaszewski. Tytuł był na pewno inspirujący - płyta była  niezależnym wydawnictwem, wydanym przez firmę polonijną jak to się wtedy nazywało Polton, zawierał kompilację najciekawszych wtedy zespołów NOWEJ FALI. Ogólna symbolika pęknięcia, zniszczenia, destrukcji mieści się także w tym image, ale mój pomysł polegał na tym, żeby okładka przypominała pękniętą płytę chodnikową - wtedy longplaye nosiło się pod pachą i wyobraziłem sobie młodych ludzi z tymi płytami  chodnikowymi na ulicy. Surowość, walka i jej narzędzie w demonstracji.

Dobrze - to może teraz przeskoczmy do Nieustannego Tanga Republiki. Dlaczego postanowił spalić Pan Nowe Sytuacje?

Spalenie okładki to pomysł managera i animatora Republiki Andrzeja Ludewa. Andrzej był architektem, miał świetny oszczędny i wyrazisty pomysł na image Republiki, zaprojektował pasy i logo zespołu. Ten znakomity, konceptualny pomysł ze spaloną okładką wziął się z życia. Na festiwalu w Jarocinie gdzie Republika wywoływała namiętny sprzeciw fanów TSA - ostentacyjnie palono jej płyty. Ludew mówił: Po co chłopcy mają się męczyć i palić okładki płyty, od razu dostaną spaloną! Przygotowałem ten projekt z fotografem Antkiem Zdebiakiem z którym często współpracowałem. Spaliliśmy wiele tych okładek, żeby uzyskać wyrazistą i piękną formę spalenizny.

Jak wspomina Pan Grzegorza Ciechowskiego, bo wiemy, że projektował Pan też inne okładki Jego płyt?

Poznałem go jak i całą Republikę przez managera Andrzeja Ludewa przy projektowaniu Nieustannego Tanga. Robiło się wtedy o nich głośno i na tle innych zespołów w Polsce prezentowali się oryginalnie, wyraziście i bardzo inteligentnie. Ta cecha wyróżniała także Grzegorza miłego, kulturalnego, bezpośredniego i bardzo interesującego człowieka - bez cienia rockowej czy gwiazdorskiej pozy. Trochę lepiej miałem okazję go poznawać kiedy działał już w Obywatelu GC.




Przy projektowaniu okładek do jego płyt wielokrotnie rozmawialiśmy z nim i z Małgorzatą Potocką z którą tworzyli wtedy niezwykle kreatywną artystyczną parę. Byli bardzo świadomi  image który chcieli stworzyć - nawiązując do konstruktywizmu radzieckiego Rodczenki i El Lissitzskiego. Dużo dyskutowaliśmy oglądając albumy o sztuce. Zaprosili mnie do kilku projektów, m in. zrobiłem dla Obywatela GC okładkę do pierwszego LP na którym były portrety GC autorstwa Małgorzaty sfotografowane z monitora TV, dwóch singli, a także pierwszy w swoim życiu projekt do CD do płyty TAK, TAK. Jakiś czas później kiedy GC i MP zamieszkali pod Piasecznem i Grzegorz miał tam domowe studio, rozmawiałem z nim o możliwości nagrania u niego Gardenii. Niestety z różnych względów to nie wyszło. Jego przedwczesna śmierć potwornie mnie zasmuciła: młody, zdrowy nie nadużywający używek artysta odchodzi w pełni sił twórczych nagle i tak przedwcześnie… mam jednak poczucie, że  mimo tego jego życie było artystycznie spełnione.

Dobrze a teraz TEN naszym zdaniem niesamowity projekt  - Siekiera. Wiadomo... Płyta która jest jedną z najważniejszych w historii polskiej muzyki. Jak to się stało, że zaproponowali Panu projekt? Czy ma Pan jakieś szkice/wstępne projekty tej okładki? Czy zgadza się Pan z opinią jednego z czołowych polskich komentatorów i krytyków muzycznych, że na tej okładce czarne powinno być białe a czerwone czarne?


Siekierę poznałem przez fotografika Antka Zdebiaka, z którym współpracowałem. Antek pochodził z Puław i wiedział co się w mieście dzieje - fotografował ich próby od początku i był z nimi zaprzyjaźniony. Pojechałem z nim do Puław jako asystent przy sesji fotograficznej dla jakiegoś pisma. Uczestniczyliśmy  wtedy także w ich próbie na dużej scenie Domu Kultury, zrobiłem im wtedy kilka zdjęć dla siebie. Sesja odbywała się w zapuszczonym zdziczałym parku księżnej Radziwiłł.
Siekiera w obiektywie Alka Januszewskiego - isolations all rights reserved 

Kiedy Siekiera wydawała swoją małą płytę w Tonpressie,  ze zdjęciami Zdebiaka - poprosili mnie żebym to opracował. Kiedy Tonpress zamierzał wydać LP Nowa Aleksandria na okładce miały być zdjęcia zespołu wykonane przez Antka. Zespół, a w zasadzie decydujący o wszystkim Tomek Adamski nie zdecydował się w końcu na portrety zespołu. Ponieważ znałem zespół, robiłem dla nich singla poproszono mnie w redakcji o zaproponowanie im czegoś innego.
W starej, niemieckiej książce do nauki rysunku znalazłem rycinę przedstawiającą idealne proporcje ludzkiej głowy. Spodobał mi się ten image bo był jakby współczesną wersją  "Typu doskonałego" Leonarda da Vinci, a jednocześnie było w tym obrazie coś potwornego jak sama chęć uzyskania doskonałości.
Kojarzyło mi się to z Siekierą z  młodzieńczym idealizmem tekstów z próbą opisania bardzo zwięźle swojego świata, z twarzą każdego młodego człowieka, z pewną czystością i technicznością tego, image.

Nie odbierałem Siekiery jako zespołu upolitycznionego wprost - tak jak inne punkowe grupy w tym czasie. Natomiast jeżeli ktoś nadaje płycie tytuł Nowa Aleksandria czyli nazwę swojego miasta z czasów zaboru rosyjskiego to to coś znaczy. Nie chciałem robić okładki czarno - białej takich jak wiele w tym czasie powstawało co było jakimś automatyzmem, natręctwem, schematyzmem myślenia i oczywistą estetyką tych czasów. Dla mnie Siekiera nigdy nie była czarno - biała, a czerwień to też nie spełzła barwa komunizmu tylko  - krwi i miłości (zatrutej przez słowa) Siekiera jest zespołem romantycznym o niewysłowionej emocji tak dużo, tak mocno o młodzieńczym upiciu się ideałami, które niszczy rzeczywistość.

Chyba trafiłem z tym przekazem bo Adamski postać niezwykle egocentryczna i apodyktyczna (jak prawdziwy artysta) zaakceptował tę okładkę. Redakcji też się podobała mimo że zaprojektowałem bardzo mały tytuł i musieli doklejać sticker.

Wyjaśniłem dlaczego okładka jest czerwono - czarna. Czołowy polski komentator muzyczny niech sobie zrobi własną wersję.


P.S. To jeszcze aneks do Siekiery, miłośnicy płyty Nowa Aleksandria odegrali całą płytę w trzydziestolecie jej powstania na koncercie w Jarocinie w formacji DRIVEALONE. Miałem okazję zreinterpretować oryginalną okładkę - multiplikując tego bohatera i dodając  mu wymiar czasu. Pozdrawiam.
My również pozdrawiamy dziękując za lekcję o sztuce i muzyce tamtych czasów. 

Takie rarytasy tylko u nas. Wkrótce kolejna część wywiadu z p. Alkiem, na który już dzisiaj zapraszamy. 

Dlatego czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Wszystkie nasze wywiady są TUTAJ   

sobota, 30 marca 2019

Kinowa jazda obowiązkowa: Słyszę Twoje Myśli - witajcie w świecie Orwella XXII wieku

Nie przekonasz się kim jesteś, dopóki nie stracisz tego co dla ciebie najcenniejsze - to jedno z przesłań opisywanego dziś filmu, choć akurat to przesłanie dotyczy spraw związanych z uczuciami jednego z głównych bohaterów. Zanim jednak omówimy film Khalil Sullinsa  z 2014 roku kilka słów usprawiedliwienia. Zwykle w tym dziale publikujemy dzieła ponadczasowe, gościli tutaj Herzog (TUTAJ), Cox (TUTAJ), Szulkin (TUTAJ), Jarmusch (TUTAJ) czy Reynolds (TUTAJ). Wszystkie omawiane dotychczas filmy są TUTAJ. Było to kino zwykle bardzo ambitne i na pewno pozostające na zawsze w historii. Dzisiejszy film nie ma zbyt wielu optymistycznych recenzji w mainstreamowych portalach jak choćby Filweb.  

Krytykuje się fabułę, czy brak powalających efektów specjalnych, jak i niezbyt wyszukaną grę aktorów w rolach trójki młodych naukowców - Amber Marie Borlinger (jako Jolie), Thomas Stroppel  (jako David Thorogood) i Artie Ahr   (grający Ryana Catesa).   I być może jest w tym ziarnko prawdy gdyby nie trzy detale. 

Po pierwsze primo -  po co ogląda się film?  Na naszym blogu chyba od dość dawna jasne jest, że nie interesują nas wyszukane efekty specjalne, jeśli są to OK, ale jeśli ich nie ma (vide filmy Wernera Herzoga) to nie będziemy płakać, bowiem nas interesuje PRZESŁANIE. Głębia przekazu - to jest to, czego barany żrące popcorn popijając colą nie widzą i nigdy nie zobaczą. Oni tego nie szukają w filmie.

Po drugie secundo - gra aktorów - jasne, każdy musi kiedyś debiutować. Nas interesuje przekaz.  Nie dopatrzyliśmy się  w filmie jakiś rażących uchybień w sztuce. Jest OK!

Po trzecie tertio - im mniej wiesz tym mniej rozumiesz. Tego filmu nie da się zrozumieć bez znajomości kilku pozycji zwanych tutaj lekturami obowiązkowymi. Myślimy o książkach Orwella - zwłaszcza Roku 1984 (pisaliśmy o tym TUTAJ), ale i innych pozycjach opisujących sposoby inwigilacji we współczesnym świecie (TUTAJ). Tyle jeśli chodzi o wstęp. 

Teraz przejdźmy do fabuły i sensu. 

Film opisuje eksperyment naukowy wykonany początkowo przez dwójkę, następnie przez trójkę studentów. 
Do neurologa i informatyka dołącza studentka specjalizująca się w fizyce materiałów - dokładnie pracująca nad nanorurkami węglowymi. Pozwala to dość mocno ruszyć badania z martwego punktu, bowiem wszczepienie nanorurek do mózgu (poprzez wkłucie w kręgosłup) pozwala na zwiększenie strumienia transmisji z neuronów. 
Tym oto sposobem grupka studentów osiąga wynik przełomowy - potrafią transmitować myśli z mózgu do mózgu. W tym samym czasie nad podobnym projektem pracują tajne agendy rządowe, niestety bez tak spektakularnych efektów. Trudno się dziwić, stado doktorów w wieku przedemerytalnym posiada już tak mało otwarte umysły, że w zasadzie nie są one zdolne do dokonywania przełomowych odkryć, zresztą nie od dziś wiadomo że do czterdziestki człowiek jest kreatywny a później jest równia pochyła. 
Ale nie należy myśleć, że praca naukowa to taki łatwy kawałek chleba. I to pierwszy poważny problem poruszony w filmie. Główni bohaterzy bowiem poświęcają czas dla rodziny badaniom. Podobnie jest z finansami na badania, co owocuje wieloma problemami. 

Zatem pierwszy poważny przekaz filmu dotyczy umiejętności odszukania w życiu równowagi między pasją a rodziną (tutaj żoną i córką). 
Drugi poważny problem poruszony w filmie dotyczy bariery etycznej, którą można przekraczać podczas badań naukowych. Można czy nie - oczywiście tylko oficjalnie. Bowiem nieoficjalnie... Czy wiecie co robią w swoich laboratoriach Chińczycy? Czy znacie książkę Jacques Testarta pod tytułem Przejrzysta Komórka  z 1990 roku? Czy wiecie dlaczego ten geniusz porzucił pracę nad tajnymi projektami, gdzie już w latach 60 - tych ubiegłego wieku krzyżowano człowieka ze świnią? Warto przeczytać... 

Nasi bohaterzy wyprzedzając rządowe agendy popadają w kłopoty i zostają postawieni przed wyborem bez wyjścia. W tym samym czasie odkrywają, że tak na prawdę program rządu ma na celu stworzenie superchipa dzięki któremu, już od dzieciństwa, ludzie poddawani będą pełnej kontroli. 

Zatem jest to Orwell pełną gębą, z tym że w nowej wersji. Wolność to niewola - takie hasło przyświecało partii w powieści Orwella (pisaliśmy o niej TUTAJ) i takie samo przyświeca rządowym agendom przejmującym kontrolę nad badaniami  ambitnej trójki młodych naukowców.
Jak zakończy się szalony program? Czy ludzie zostaną zachipowani i poddani pełnej kontroli myśli? 

I jako podsumowanie powiemy tak. Znacie ostatni wywiad z 2007 roku nijakim Aaronem Russo?  Nie znacie? To posłuchajcie...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

piątek, 29 marca 2019

Sebastiao Salgado: Czy śmierć może być piękna a nędza estetyczna?

Czy śmierć może być piękna a nędza estetyczna? Wbrew pozorom wydaje się, że tak. Na czarno-białych zdjęciach Sebastiao Salgado, brazylijskiego artysty fotografa widzimy głównie nędzarzy, którzy cierpliwie znoszą swój trudny los i nieuchronne przeznaczenie. A przecież sam artysta jest zaprzeczeniem takiej tezy, bo wszystkie okoliczności świadczyły o tym, że jego życie potoczy się zupełnie inaczej. 

Salgado ukończył studia ekonomiczne w São Paulo, potem w Paryżu zajął się badaniami na temat ekonomii rolnictwa, które miał uwieńczyć doktorat. Podjął pracę najpierw dla International Coffee Organization oraz dla Banku Światowego. Często podróżował do Afryki i to właśnie tam powstały jego pierwsze zdjęcia, więc za namową żony rzucił dobrze zapowiadającą się karierę ekonomisty i poświęcił fotografii. Jego zdjęcia od razu wzbudziły zachwyt, otrzymywał za nie wiele nagród, kilka razy był laureatem World Press Photo. Swoje prace opublikował w książkach: An Uncertain Grace, Other Americas, Sahel, miał także wiele wystaw indywidualnych. 

Wykonane przez niego zdjęcia układają się w tematyczne serie. Jednym z największych cykli i pierwszym, liczącym się byli Robotnicy, ze zdjęciami ukazującymi różne aspekty ludzkiej pracy, opisanymi przez autora hasłami: rolnictwo, jedzenie, wydobycie, przemysł, ropa i budownictwo. Fotograf pokazał cierpienie i zajęcia biedaków, z których ręczna praca wyciskała życie. Najbardziej jaskrawe przykłady nieludzkiego traktowania robotników zastał w kopalni złota Serra Pelada w Brazylii, gdzie całe wydobycie jest wykonywane ręcznie. Kolejnym wielkim cyklem były Migracje, a ostatnio - zespół fotografii zatytułowany - Genesis

Głównie pokazywał okrucieństwo świata, bezsilność bezdomnych, grozę życia, smutek i rozpacz... Natłok ludzkiego cierpienia, które Salgado widział był tak ogromny, że nie mógł go znieść i poważnie się rozchorował. Jego lekarz stwierdził nawet, że tak długo obserwował on śmierć, że aż sam zaczął umierać. Oprócz tego robił zdjęcia natury. 

Oczywiście fotograf jest krytykowany. Jego przeciwnicy wypominają mu, że wynajęci przez niego ludzie podróżują po świecie i szukają najbardziej wyrafinowanych obrazów nędzy, którą on potem utrwala na kliszy. Że tak naprawdę wzbogacił się pokazując cudzą biedę i krzywdę. Z kolei zwolennicy podnoszą, że tam gdzie jedzie jest niebezpiecznie i że ryzykuje własnym życiem i zdrowiem fotografując ofiary zbrojnych konfliktów lub pojawia się tam, gdzie istnieje obawa wybuchu epidemii. Jego prace można zobaczyć na stronie złożonej przez niego agencji Amazonas Images (TUTAJ). Jest tam wiele jego prac, my spójrzmy na tylko na niektóre z nich:



















Niewątpliwie zarzut estetyzowania biedy może być uprawniony. Zdjęcia są tak wysmakowane artystycznie, iż temat staje się tak atrakcyjny, że położenie ludzi schodzi na drugi plan. Zachwycamy się światłocieniem i plastyczną stroną fotografii zamiast zapłakać nad ludzką krzywdą. Istnieje obawa, że my odbiorcy zainteresujemy się tylko wartościami artystycznymi dzieła, pomijając ich wymowę i traktując ludzi niczym odhumanizowaną masę. Jednak ten zarzut nie jest uprawniony. Bo każdy z nas, widzów jest indywidualną osobą, podobnie jak portretowani. I to od nas zależy, od naszej wrażliwości, co dotrze do nas z przesłania Sebastiao Salgado. To jak z muzyką, jedni słyszą harmonię a inni tylko hałas. 


My słyszymy i widzimy więcej niż inni. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 28 marca 2019

Factory America - czy ktoś o niej słyszał? A działała wydając Ike Yard

Zdjęcie pochodzi ze strony: LINK

W całej historii o Factory Records mało wspomina się o Factory America (choć zapewne każdy słyszał na przykład o działającej do dzisiaj Factory Benelux..). A przecież istniało chociaż nie miało w swojej stajni wielu zespołów. Na ten mało znany fakt zwrócił nam uwagę nasz niedawny rozmówca Stuart Argabright z Black Rain (TUTAJ), człowiek, który jak się okazuje jest żywą legendą muzyki undergroundowej. Stuart napisał do nas:

Hey man - I know you are into Joy Division - and maybe you know or have heard of the other group i did - Ike Yard ? We were on Factory Records America division w our LP in 1982. 

After we got reissued in 2016 on Acute, we reformed a couple times, toured Europe a couple times, ending @ Berlin Atonal Fest. 2014. 

Our last Album Rejoy was our occasion to do and release our last music together, not the sequenced multiple synths of 1982's "Loss", but all of the recombinated genres we felt like messing with ... here you have our Ikimono Gitari in which we touch on Joy Division mood a bit (TUTAJ).
Zdjęcie pochodzi ze strony: LINK

Rzeczywiście  Ike Yard nagrał płytę dla Factory USA, mało tego nawet koncertował jako support z New Order

Zatem dzisiaj, zanim omówmy wcielenia po reaktywacji o których wspomina powyżej Stuart, skupmy się na pierwszej płycie. Wydana była w roku 1982, co ciekawe była to jedyna płyta wydana przez innego niż brytyjski wydawca w Factory USA.


Przyjdzie pora, że zapytamy Stuarta Argabrighta o to co pamięta z tamtych czasów,  teraz skupmy się jednak na muzyce, bowiem jedyne wydawnictwo amerykańskiej filii Factory z rodzimym wykonawcą to jest coś.. 

Płyta o numerze katalogowym FACTA2 wydana prze Ike Yard a nosząca taki sam tytuł, weszła na rynek we wrześniu 1982 roku.  Producentem jest Ike Yard  a reżyserem nagrań Dave Ruffo.  Okładkę projektował Michael Shamberg. Jest ona bardzo oryginalna i przypomina nieco tą zaprojektowaną dla Section 25 przez samego Petera Saville'a (pisaliśmy o niej TUTAJ).



Muzyka? To bardzo silnie eksperymentalna elektronika. Monotonny rytm, głównie bas i perkusja zdaje się przypominać prezentowany tutaj jakiś czas temu Plecid (TUTAJ), czy też wczesne dokonania Swans (ale bez gitary),  the Residents (TUTAJ), może nieco Kraftwerk. Całość jest bardzo minimalistyczna, chwilami pełna niepokoju, a dzięki monorecytacjom bardzo transowa. Zresztą warto ocenić samemu, bowiem całą płytę udało nam się skompletować.




Zatem przed nami Ike Yard - Ike Yard. Tracklista: M. Kurtz, Loss, NCR, Kino, Cherish, Half A God.

Słyszeliście o Factory America

A jeśli nie to pamiętajcie, że usłyszeliście o nim dzięki nam. 

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. I pamiętajcie - im ważniejszy wpis, tym mniej czytelników. 

Ile osób uczestniczyło w pierwszym locie balonem? Sześć. W ostatniej wieczerzy? Z Jezusem 13. 

A Archimedes był w wannie sam! 
Zdjęcie pochodzi ze strony: LINK

środa, 27 marca 2019

Nasz świat stał się lustrzanym odbiciem wizji Hieronymusa Boscha

Hieronimus Bosch, Holender, który tworzył 500 lat temu, pozostaje jednym z najbardziej znanych apokaliptycznych malarzy świata i jednym z pierwszych wizjonerskich geniuszy sztuki. Bosch jest najbardziej sławny ze swoich przesiąkniętych symboliką ołtarzy, zawieszonych między niebem a piekłem, gdzie wśród krajobrazów o tematyce biblijnej rozgrywa się spektakl złożony z fantastycznych i często makabrycznych ludzi, zwierząt, potworów i wymyślonych stworzeń.
Jego obrazy relacjonują ponadczasowe opowieści w swoim znaczeniu, które są prawdziwym wyzwaniem dla interpretatorów.  Prace Boscha są często postrzegane jako niesamowita zapowiedź egzystencjalnych zmagań człowieka, które dzisiaj wcale nie są mniej dramatyczne niż w czasach malarza. Wiele z jego moralizujących kompozycji obfituje w przerażające demony i potwory, gnębiące i dręczące słabych grzeszników.  Co zaskakujące, biorąc pod uwagę jego dzisiejszą sławę, trzeba wiedzieć, że jego narzucające się wyobraźni obrazy wypadły z łask na setki lat po jego śmierci. 

Stopniowo sztuka Boscha została uznana za staroświecką i jedynym krajem europejskim, w którym nie nadal była popularna, była Hiszpania. W 1593 roku król Filip II przeniósł Ogród Ziemskich Rozkoszy do pałacu będącym jednocześnie klasztorem i mauzoleum, który założył w San Lorenzo de El Escorial.
Na terenie Europy dopiero w połowie XIX w., wraz z odrodzeniem zainteresowań sztuką średniowieczną, malarstwo Boscha powróciło. Początkowo wiązano go z tzw. flamandzkimi prymitywami, wczesnymi malarzami niderlandzkimi działającymi w XV i XVI wieku, lecz od wraz z pojawieniem się sztuki współczesnej w XX wieku odkryto Boscha na nowo. W szczególności podziwiali go surrealiści, którzy uznali Boscha za pierwszego nowoczesnego artystę.

Piewcą Boscha był Salvador Dalí, który widział w nim swojego poprzednika. Uważa się nawet, że formacja skalna przypominająca twarz na słynnym obrazie Dalego: Wielki Masturbator z 1929 r. otrzymała swój kształt dzięki podobnej formie znajdującej w tle krajobrazu w lewym skrzydle Ogrodu ziemskich rozkoszy.
Bosch wpłynął także na innych surrealistów, takich jak Rene Magritte (pisaliśmy o nim TUTAJ) i Max Ernst, którzy przejęli od Boscha jego oryginalne twory, wyraźnie jednak odrzucając religijny przekaz z nimi związany. W latach 60. Bosch za sprawa kultury hipisów stał się ikoną pop-kultury. Bosch - i jego orgiastyczne obrazy, jak je rozumiano - był postrzegany jako swego rodzaju proto-hipis - prorok kontrkultury. Wpływ Boscha na kino stał się w tej sytuacji oczywisty. Wśród twórców filmu pozostających pod wielkim wpływem Boscha był Guillermo del Toro oraz… George Lucas, który inspirował się Boschem przy kręceniu cyklu Star Wars (niektórzy z kosmitów przypominają stwory z piekielnych wizji Boscha). Bosch stał się także punktem odniesienia dla projektantów gier komputerowych fantasy.

Spójrzmy na kilka obrazów, które wprost nawiązują do wizji Boscha:


Seria „Ogród ziemskich rozkoszy” Raqib Shaw
Ogród rozkoszy, Carl Gannis
Great disc Ali Banisadr
Ogród ziemskich rozkoszy (El Bosco), Lluís Barba. W tym ostatnim wśród stworów znanych z oryginału widzimy Kate Moss, Barbie i znak Coca-Coli

Czy ktoś zauważył, że nie ma potrzeby wymyślania nowych stworów, czyżby nasz świat stał się lustrzanym odbiciem wizji Boscha

A jeśli nie, to o tym przeczytacie u nas. Bo u nas codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.