Całkiem niedawno, bo 10.08.2020 obchodziliśmy 13-tą rocznicę śmierci Tony Wilsona, człowieka zwanego Mr Manchester. Człowieka, bez którego nie byłoby Factory Records i bez uporu którego nie poznalibyśmy Joy Division, ale i też wielu innych zespołów. O samym Tonym pisaliśmy już wiele razy (warto zobaczyć TUTAJ) i zapewne nie raz napiszemy. Przed nami bowiem jeszcze masa lektur, nie tylko o Joy Division, ale i wytwórni.
Dzisiaj natomiast chcieliśmy pokrótce opisać fakty z ostatnich godzin Tonyego, które z okazji jego rocznicy śmierci ujawnił Joshi Herrmann na łamach Manchester Mill (TUTAJ). Nastoletnia córka Wilsona - Izzy, która była do ostatnich chwil z ojcem, wspomina, że już chwilę po śmierci w mieście zaczęły krążyć pogłoski o tym że Tony Wilson nie żyje. Jako dziwny określa roznoszący się w mieście szum tych wiadomości... Późnym wieczorem o jego śmierci już wiedział cały kraj.
Przy łóżku Tonego do końca czuwała, jak to określa jego córka - stara załoga Manchesteru. Był tam jeden z trzech założycieli Factory Records - Alan Erasmus a także Bruce Mitchell i Vini Reilly, czyli perkusista i gitarzysta/wokalista Durutti Column.
Wszyscy wiedzieli, że pora się pożegnać już na zawsze. Tony, mimo że był człowiekiem bardzo sentymentalnym, to starał się nie okazywać emocji. Jedną z ostatnich osób, które odwiedziły Wilsona przed śmiercią, był jeden z jego największych przyjaciół Ross Mackenzie. To był ostatni ranek, kilka godzin później Tony już nie żył. Wspomina, iż jego przyjaciel był w bardzo dobrym nastroju i żartobliwie cytował rosyjskiego pisarza i filozofa Aleksandra Sołżenicyna podczas opróżniania butelki na mocz. Niestety jego choroba nowotworowa była już w końcowym etapie. Wiedziałem, że się żegnam, mówi Mackenzie, wiedziałem, że to było ostatnie pożegnanie.
Następnie autor artykułu wspomina jak miasto zmieniło się przez te 13 lat. Ogłasza też, w jaki sposób Manchester wyrazi swoją wdzięczność założycielowi Factory Records w ten specjalny dzień. Mianowicie mieszkańcy uczynią to za pomocą... tweetów od ludzi którzy tyle zawdzięczają Wilsonowi.
Autor artykułu - Joshi Herrmann studiował razem z Izzy, mało tego na tej samej uczelni co jej ojciec. Zaczęła tam studia rok po jego śmierci. Wiele dowiedział się o legendarnym dziennikarzu, jego studiach, pracy i o tym jak cały dom wypełniał kwiatami, które kochał. Izzy chciała studiować medycynę w Londynie, ale po śmierci ojca jednak wybrała Cambridge, bo ten namawiał ją do tego. Chciała poczuć klimaty które czuł jej ojciec w latach 60-tych.
Peter Saville, współzałożyciel Factory i projektant okładek płyt, między innymi Joy Division, wspomina, że są tylko dwie osoby, po których ma przy sobie na co dzień pamiątki. Jego matka i Tony Wilson. Był bardzo ważny w moim życiu - twierdzi. Być może nawet go kochałem... Po ostatniej wizycie u Wilsona w szpitalu Saville otrzymał SMS-a od byłej partnerki jego przyjaciela, Yvette Livesey, z pytaniem, czy ma do przekazania jakąś ostatnią wiadomość dla Tonyego. Saville prosił aby przekazać: Dziękuję. Otrzymał w odpowiedzi: Tony również mówi, że dziękuje...
W ostatniej fazie choroby Wilson odnowił przyjaźń z matką Izzy - Hilary, oraz swoją pierwszą żoną Lindsay Reade (warto zobaczyć TUTAJ). Odwiedziły go w szpitalu. Pogodził się też z innymi z którymi zerwał kontakty, a jego przyjaciele nawet urządzili zbiórkę na leczenie.
Wśród ostatnich przyjaciół odwiedzających Tonyego był też kompan z dzieciństwa Sean Boyland.
Gdy Wilson umierał były przy nim jego dzieci, syn Oli trzymał go za jedną rękę a Izzy, za drugą...
Wilson pozostawił po sobie masę wspomnień, był pedantem, doskonale dokumentował historię Factory (warto zobaczyć TUTAJ). Znamy też dość dobrze wspomnienia Petera Savillea. Warto zatem trzymać kciuki, żeby trzeci z wielkiej trójki - Alan Erasmus, też w końcu złamał zasłonę milczenia. Wtedy my na pewno to opiszemy.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz