Zimą pokazaliśmy naszym czytelnikom obrazy Leonharda Sandrocka (1867-1945) (TUTAJ), berlińskiego malarza, który przenosił na swoje płótna widoki niemieckich zakładów przemysłowych, a w czasie wojny trafił front. Zmarł w okupowanym Berlinie w bardzo niejasnych okolicznościach... Natomiast dzisiaj chcemy zaznajomić bywalców naszego bloga z postacią Carla Grossberga (1894-1940), który - mimo, że o pokolenie młodszy - podejmował w swojej twórczości podobną tematykę, a także zginął w sposób nie do końca wyjaśniony.
Najpierw studiował architekturę w Aachen i Darmstadt. W tym czasie jego ojciec, ku niezadowoleniu Carla, zmienił nazwisko rodowe z Grandmontagne na Grossberg. Gdy wybuchła I wojna światowa został jak inni powołany do wojska i wysłany na front, gdzie odniósł ranę. Po 1918 roku wznowił studia. Najpierw kształcił się u Waltera Klemma w Hochschule für Bildende Künste w Weimarze, a następnie, od 1921 roku u Lyonela Feiningera w Bauhausie. Po ukończeniu studiów przeniósł się do Sommerhausen koło Würzburga, gdzie w 1923 roku poślubił Mathilde Schwarz. Wtedy na dobre zajął się malarstwem i już trzy lata później zwrócił na siebie uwagę swoją pierwszą indywidualną wystawą w Stuttgarcie, następną w Galerie Nierendorf w Berlinie i kilku w Kolonii i Düsseldorfie. Jego najbardziej udana indywidualna wystawa miała miejsce w 1929 roku w ramach bienale Neue Sachlichkeit (New Objectivity) w Stedelijk Museum w Amsterdamie. Dwa lata później Pruska Akademia Sztuk przyznała mu nagrodę Rompreis.
Co wtedy malował? Budynki. Tak najkrócej można określić temat jego prac. Choć nie takie zwyczajne, bo wśród gmachów, które pewnie nie raz mijał w ciągu dnia, na jego obrazach kręcą się egzotyczne zwierzęta: małpy, ptaki, a nawet w jednym przypadku pojawia się nietoperz. Same budynki malowane są także odmiennie od powszechnie przyjętego: są odwzorowane z tak mikroskopijnym wyczuciem szczegółów że bardziej przypominają klocki czy zabawki niż realne gmachy. I pośród tych domów nie ma ludzi... za to poszczególne architektoniczne bryły zyskują nienaturalną statykę i sterylność. Ta maniera, w jakiej wtedy malował, była charakterystyczna dla nurtu określanego jako Neue Sachlichkeit, którego kres położył upadek Republiki Weimarskiej w 1933 roku w wyniku dojścia Hitlera do władzy w Niemczech.
Od 1933 roku Grossman także zmienił zupełnie tematykę swoich obrazów i rozpoczął pracę nad ambitnym cyklem, który nazwał Planem przemysłowym. Chciał zilustrować najważniejsze gałęzie przemysłu w Niemczech. Niestety tego zamierzenia nie ukończył. Namalował jeszcze ogromny fresk, którego projekt zaprezentował na wystawie Niemiecka praca ludowo-niemiecka, a w 1935 roku pokazał po raz kolejny swoje płótna w Muzeum Folkwang, lecz w sierpniu 1939 r. został ponownie powołany do wojska i wysłany w randze oficera na front polski, a dwa miesiące później na urlop do Francji. I tu dalej nie bardzo wiadomo, co się z nim działo. Za oficjalny powód śmierci podawany jest wypadek samochodowy w dniu 19 października 1940 roku w Compiègne pod Paryżem, lecz niektórzy historycy uważają, że zmarł od rany postrzałowej, którą sam sobie zadał... Jeśli tak było, to z jakich powodów?. Malarz miał wówczas żonę i dwie córeczki, w tym Evę (ur. 1924, która stała się potem cenionym projektantem (m.in. w fabryce porcelany w Fürstenberg), więc chyba nie w tym należy upatrywać motywy jego decyzji. Możliwe za to, iż to wojna tak mocno odcisnęła się na duszy artysty. Jego znajomi po latach przywołali jego słowa: Rok wojny zmienił mnie (...) Gdybym znowu usiadł przed sztalugą, moje obrazy nie będą już hymnem na cześć czasu i życia, ale będą raczej mroczne. Zawsze się tego obawiałem. Ostatecznie nie mógł malować... Jego ostatnia akwarelka pozostała nieskończona (nie bardzo wiadomo, co na niej jest, bo nie jest ona udostępniona publicznie). Według wspomnień córki, odmówił wprowadzenia się do domu, jaki administracja niemiecka odebrała rodzinie polskiego prawnika, i za to miał zostać zwierzchnikiem oddziału władz okupacyjnych w Polsce. Trudno z tym polemizować, lecz przed 1 września Niemcy nie dokonali jeszcze żadnych wysiedleń w Polsce, a po tej dacie rodziny niemieckich oficerów bezwarunkowo zajmowali domy, z których wyrzucano polskie rodziny. Może faktycznie, to, co widział w Polsce sprawiło, że zdecydował się nie wracać na front i wybrał najbardziej radykalny sposób, aby tego uniknąć. Źródła o tym milczą (LINK). W każdym razie najbardziej interesujące z naszego punktu widzenia są jego tzw. obrazy senne (Traumbildern), które tworzył od 1925 roku przez całe swoje życie. Grossberg łączy w nich przestrzenie obrosłe swoją niemożliwą architekturą, przypominającą metafizyczne obrazy Giorgio de Chirico (pisaliśmy o nich TUTAJ), czy rozmaite maszyny - ze zwierzętami (małpami, ptakami), roślinami, starożytnymi maszynami i posągami świętych. Kompozycje te są absolutnie alogicznie, tak jak powinny być dzieła z gatunku surrealizmu. Patrząc na nie jednak zadajemy sobie pytanie, co właściwie było bardziej dla niego wzniosłe, technologia czy natura?
Co wtedy malował? Budynki. Tak najkrócej można określić temat jego prac. Choć nie takie zwyczajne, bo wśród gmachów, które pewnie nie raz mijał w ciągu dnia, na jego obrazach kręcą się egzotyczne zwierzęta: małpy, ptaki, a nawet w jednym przypadku pojawia się nietoperz. Same budynki malowane są także odmiennie od powszechnie przyjętego: są odwzorowane z tak mikroskopijnym wyczuciem szczegółów że bardziej przypominają klocki czy zabawki niż realne gmachy. I pośród tych domów nie ma ludzi... za to poszczególne architektoniczne bryły zyskują nienaturalną statykę i sterylność. Ta maniera, w jakiej wtedy malował, była charakterystyczna dla nurtu określanego jako Neue Sachlichkeit, którego kres położył upadek Republiki Weimarskiej w 1933 roku w wyniku dojścia Hitlera do władzy w Niemczech.
Od 1933 roku Grossman także zmienił zupełnie tematykę swoich obrazów i rozpoczął pracę nad ambitnym cyklem, który nazwał Planem przemysłowym. Chciał zilustrować najważniejsze gałęzie przemysłu w Niemczech. Niestety tego zamierzenia nie ukończył. Namalował jeszcze ogromny fresk, którego projekt zaprezentował na wystawie Niemiecka praca ludowo-niemiecka, a w 1935 roku pokazał po raz kolejny swoje płótna w Muzeum Folkwang, lecz w sierpniu 1939 r. został ponownie powołany do wojska i wysłany w randze oficera na front polski, a dwa miesiące później na urlop do Francji. I tu dalej nie bardzo wiadomo, co się z nim działo. Za oficjalny powód śmierci podawany jest wypadek samochodowy w dniu 19 października 1940 roku w Compiègne pod Paryżem, lecz niektórzy historycy uważają, że zmarł od rany postrzałowej, którą sam sobie zadał... Jeśli tak było, to z jakich powodów?. Malarz miał wówczas żonę i dwie córeczki, w tym Evę (ur. 1924, która stała się potem cenionym projektantem (m.in. w fabryce porcelany w Fürstenberg), więc chyba nie w tym należy upatrywać motywy jego decyzji. Możliwe za to, iż to wojna tak mocno odcisnęła się na duszy artysty. Jego znajomi po latach przywołali jego słowa: Rok wojny zmienił mnie (...) Gdybym znowu usiadł przed sztalugą, moje obrazy nie będą już hymnem na cześć czasu i życia, ale będą raczej mroczne. Zawsze się tego obawiałem. Ostatecznie nie mógł malować... Jego ostatnia akwarelka pozostała nieskończona (nie bardzo wiadomo, co na niej jest, bo nie jest ona udostępniona publicznie). Według wspomnień córki, odmówił wprowadzenia się do domu, jaki administracja niemiecka odebrała rodzinie polskiego prawnika, i za to miał zostać zwierzchnikiem oddziału władz okupacyjnych w Polsce. Trudno z tym polemizować, lecz przed 1 września Niemcy nie dokonali jeszcze żadnych wysiedleń w Polsce, a po tej dacie rodziny niemieckich oficerów bezwarunkowo zajmowali domy, z których wyrzucano polskie rodziny. Może faktycznie, to, co widział w Polsce sprawiło, że zdecydował się nie wracać na front i wybrał najbardziej radykalny sposób, aby tego uniknąć. Źródła o tym milczą (LINK). W każdym razie najbardziej interesujące z naszego punktu widzenia są jego tzw. obrazy senne (Traumbildern), które tworzył od 1925 roku przez całe swoje życie. Grossberg łączy w nich przestrzenie obrosłe swoją niemożliwą architekturą, przypominającą metafizyczne obrazy Giorgio de Chirico (pisaliśmy o nich TUTAJ), czy rozmaite maszyny - ze zwierzętami (małpami, ptakami), roślinami, starożytnymi maszynami i posągami świętych. Kompozycje te są absolutnie alogicznie, tak jak powinny być dzieła z gatunku surrealizmu. Patrząc na nie jednak zadajemy sobie pytanie, co właściwie było bardziej dla niego wzniosłe, technologia czy natura?
Znacznie więcej obrazów można znaleźć TUTAJ. Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz