Na wewnętrznej stronie okładki Unknown Pleasures znajduje się wycinek z gazety przedstawiający zdjęcie dłoni sięgającej do klamki przez szparę domykających się drzwi. Obraz ten, niczym fotografia zjawy, znalazł Stephen Morris, a Peter Saville później odkrył, że zrobił je w 1969 roku słynny amerykański fotograf Ralph Gibson (ur. 1936 r.) – pisaliśmy o tym TUTAJ . Zdjęcie zatytułowane po prostu Ręka zza drzwi (Hand Through Doorway) weszło w obieg publiczny poprzez publikację Gibsona "The Somnambulist" z 1970 roku, która wraz z książkami Déjà Vu z 1973 i Days at Sea z 1974 stworzyły trylogię. Gibson wydał ją w Lustrum Press, we własnym wydawnictwie założonym po to, aby zachować twórczą kontrolę nad swoją pracą. Po latach określono ją potoczną nazwą Czarnej Trylogii, a wszystko dlatego, że zawiera czarno-białe zdjęcia.
To raczej nietypowe - chodzi o użycie przez Petera Savillea cudzego zdjęcia - bo znany grafik, jeśli nawet korzystał z istniejących dzieł, to zmieniał je, przekomponowywał po swojemu. Aby jeszcze było dziwniej, jeśli chodzi o wybór fotografii, to z opowieści jego autora wynika, iż samo zdjęcie powstało dość przypadkowo. Gibson zrobił je w pokoju hotelowym nr 923 podczas podróży do Meksyku, następnie przypiął obrazek i kilka innych do ściany i… przyjrzał się im. Jak to potem, po latach relacjonował: Doznałem niesamowitego objawienia. Czułem się, jakby mój aparat wyizolował przesmyk, który możemy nazwać rzeczywistością snu, i podłączył mnie do niego. Poczuł wówczas, że tworzenie tego typu artystycznych zdjęć, jest jego powołaniem. Zaprzestał więc wszelkiej komercyjnej pracy i zaczął tworzyć to, co miało stać się jego pierwszą książką. Był to dla artysty bardzo trudny okres, ale udało mu się. W jeden weekend stworzył 36 odbitek, które stały się podstawą The Somnambulist. Wykonanie reszty albumu zajęło trzy lata.
Nie będziemy tutaj opisywać kolei losu Ralpha Gibsona, stron na ten temat w Internecie jest aż za dużo. Także więc nie musimy rozpisywać o jego początkach w wieku 17 lat, pracy w marynarce wojennej na stanowisku asystenta fotografa wojskowego, a potem w atelier mistrzów fotografii, Dorothei Lang i Roberta Franka, którzy pomogli ukształtować mu własny styl, a następnie o latach samodzielnej kariery fotoreportera dla agencji fotograficznej Magnum… Zamiast tego pokażemy inne jego prace,
Prawie przez całe życie Ralph Gibson robi czarno-białe fotografie. Artysta operuje kadrem, dzieląc na fragmenty utrwalany temat, przez co jego obrazki stają się pełne tajemnic… a surrealistyczne zestawieniami czasem mają zabarwienie erotyczne… Ważnym elementem jego pracy są zbliżenia i gra emocjami poprzez nasycenie kadru intensywnym światłem. Być może ma to swoje źródła w jego dzieciństwie, bierze się z tych chwil, które spędzał wraz z ojcem - asystentem reżysera - na planie filmów Alfreda Hitchcocka w Hollywood.
Nie wiemy, czy Ralph Gibson wiedział o zamieszczeniu jego zdjęcia na okładce płyty Joy Division, a jeśli nawet o tym wiedział, nie wiemy co o tym sądził, bo dotąd nikt go o to nie spytał (w każdym razie my na taki wywiad nie natrafiliśmy, mimo że przeczytaliśmy cały Internet zgrywając go wcześniej na pendrivea). Ale że lubił muzykę, to pewne. Sam gra na gitarze. Pewnego dnia zatrzymał się w hotelu Chelsea w Nowym Jorku, gdzie przypadkiem spotkał Leonarda Cohena. Zaprzyjaźnił się z nim. Zaprzyjaźnił tak dalece, że zagrał na gitarze w czwartym albumie Cohena New Skin for the Old Ceremony.
Obecnie ma ponad 80 lat. I powtarza, że wciąż czuje, że jest tylko tak dobry, jak jego następne zdjęcie. Zawsze mówię, że twoje następne wielkie arcydzieło jest tylko trzy lub cztery kroki przed tobą, jest tylko jedno pytanie, w którym kierunku mam iść? (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz