Pomyśleliśmy, że ostatniego dnia szczególnych świąt w roku, warto posłuchać szczególnego albumu - dziesiątej płyty irlandzkiej kapeli, której twórczość już tutaj eksplorowaliśmy (LINK). Nasze zainteresowania skupiają się (jak dotychczas) w latach 80 - tych bowiem omówiliśmy już, wymieniając chronologicznie: Magical Ring (1983, TUTAJ), Legend (1984, TUTAJ), Macalla (1985, TUTAJ). Czyli w kolejności 3 płyty, a dziś przeskakujemy nad Sirius (1987, będzie za jakiś czas), by przejść do kolejnego w dyskografii Atlantic Realm (1989).
Łączy go z Legend fakt, że jest to też muzyka filmowa, ale jednak nieco inna niż ta na Legend. Oryginalny film dokumentalny telewizji BBC (ona też wydała album), składał się z 3 części (LINK): pierwsza z 3 maja, pokazywała procesy geologiczne, które kształtują Atlantyk i dziką przyrodę na jego arkach wyspiarskich. Wszystko omówiono na przykładach laguny na Bahamach i islandzkiej wyspy Surtsey. Druga, nadana tydzień później, pokazywała życie na powierzchni morza i w jej pobliżu, od Antarktydy po Nową Fundlandię. Pokazano też życie zwierząt: humbaków, tuńczyka, merlina, meduzy i innych. W końcu 17.05. wyemitowano ostatnią część, będącą wynikiem podróży łodziami podwodnymi w otchłań, by obserwować stworzenia żyjące w głębinach i procesy geologiczne w Grzbiecie Środkowoatlantyckim, podmorskim paśmie górskim. Pojawiły się m.in. meduzy i ślimaki.
I tak różnorodna jest muzyka Clannad z omawianej dziś płyty. Utwory nawiązują czasem do dokonań nieodżałowanego Jana A.P. Kaczmarka (chyba najbardziej Moving Thru), pojawia się też klimat tak charakterystyczny dla genialnego Szwajcara Andreasa Vollenweidera (The Barbers), słychać nieco niepokoju, jaki przemycał w swoich piosenkach Minimal Compact, są też monorecytacje, przypominające te z Dzwonów Rurowych Oldfielda (Signs of Live). Ta ostatnia piosenka jest jedyną posiadającą tekst:
W końcu linię przekroczył albatros
Nadleciał przez mgłę
Jakby to była dusza chrześcijańska
Wychwalaliśmy go w imię Boga
Zjadł to, czego nigdy nie jadł
I latał w kółko
Lód pękł pod ciosem pioruna
Sternik nas przeprowadził
A z tyłu zerwał się dobry południowy wiatr
Albatros podążał za nim
I codziennie na jedzenie lub zabawę
Docierał do kajuty marynarzy
Co ciekawe, i czego nie wspomniano na okładce, jest to fragment starego poematu The Rime of the Ancient Mariner, Samuela Taylora Coleridgea z 1834 roku (LINK). Ten zabieg kojarzy się z Albatrosem śpiewanym przez Little Nemo, którzy stosując podobny chwyt, adoptowali wiersz Baudelaire'a (pisaliśmy o tym TUTAJ).
A po nim chyba najlepszy, najbardziej klimatyczny utwór z całego albumu, In Flight - jakby odrzut z Legend. Podobne do opowieści o Robin Hoodzie klimaty roztacza zespół w utworze Under Neptune's Cape, czy Voyager. Za go szczytem piękna jest Primveal Sun, w którym zespół przypomina nam, że dysponuje anielskimi wokalami.
Znakomita muzyka instrumentalna, z czasów kiedy artyści mieli coś do powiedzenia, inspirowali się przyrodą i poezją. Cieszmy się, że mogliśmy wtedy żyć i kształtować nasze muzyczne gusta.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Clannad, Atlantic Realm, producenci: Pól Brennan i Ciarán Brennan, BBC 1989, tracklista: Atlantic Realm, Predator, Moving Thru, The Berbers, Signs of Life, In Flight, Ocean of Light, Drifting, Under Neptune's Cape, Voyager, Primeval Sun, Child of the Sea, The Kirk Pride.