niedziela, 21 sierpnia 2022

Chapter and Verse - Joy Division, New Order and me, streszczenie cz.10: Nagrywając Unknown Pleasures

 



Pierwszą cześć streszczenia zamieściliśmy TUTAJ, drugą TUTAJ, trzecią TUTAJ, czwartą TUTAJ, piątą TUTAJ, szóstą TUTAJ, siódmą TUTAJ, ósmą TUTAJ, dziewiątą TUTAJ.

Kolejny rozdział książki Sumnera skupia się głównie na nagrywaniu Unknown Pleasures, w kwietniu 1979 roku. Zespół wszedł do Strawberry Studios w Stockport na 3 weekendy - jeden na nagranie piosenek, drugi na nagranie efektów specjalnych i trzeci na miksowanie. 

Nie znali wcześniej Hannetta, nie mieli pojęcia o procesie miksowania, w jego wyobrażeniach wszystko miało polegać tylko na nagraniu. To akurat było dość proste, bowiem mieli zgrany repertuar, piosenki były dopracowane podczas występów na żywo, miały swoje tempo i rytm. Jak się jednak okazało, Hannett z nieznanych im bliżej powodów poszukiwał nowych brzmień, a to w tamtych czasach nie było łatwe. Od momentu kiedy pierwszy raz usłyszeli piosenki zespół i osoby z otoczenia podzieliły się na dwa obozy. Hooky i Bernard nie lubili albumu. Wydawało im się, że Martin obdarł ich z pazura jaki mieli grając live. Bernard zwraca uwagę, żeby posłuchać jak brzmiało Transmission zagrane kilka miesięcy później w Plan K  i porównać to z brzmieniem Unknown Pleasures. Steven nie miał zdania, choć Bernard uważa, że to jak słychać jego perkusję na albumie kompletnie nie oddaje rzeczywistości. Inna sprawa, że akustyka studia w Stockport była taka, jakby instrumenty grały w próżni, co zwłaszcza fatalnie odbijało się na dźwięku perkusji, która raczej nadawała się do muzyki disco a nie na album rockowy. Dlatego Sumner uważa, ze dobrze iż Martin pracował nad jej brzmieniem. 

Muzycy ufali Hannettowi, bo ten miał na koncie jeden hitowy singiel i debiut the Buzzcocks. Również Tony i Ian uwielbiali Unknown Pleasures, a miedzy Curtisem a Hannettem powstała unikalna więź. Bernard w końcu uznał, że nie ma co się kłócić, zaakceptował album jakim był. Kilka miesięcy przed nagrywaniem jego ojczym wylądował w szpitalu. Miał nowotwór, a ponieważ jego niepełnosprawna matka i niewidoma babcia nie były w stanie go odwiedzać, obowiązek ten spadł na niego. Sumner więc bardzo przeżywał wizyty w szpitalu, bo ojczym był cały czas na morfinie. W końcu zmarł na jego oczach, gdy w sali nikogo więcej poza nimi nie było, co było dla młodego chłopaka dość traumatycznym przeżyciem.


Ciekawe jest to, że w rozdziale Sumner nie wspomina o kłopotliwym charakterze Hannetta. Nie potwierdzają się wspomnienia innych muzyków, czy sceny z 24 Hour Party People. Wręcz przeciwnie, Sumner przytacza scenę, kiedy przypadkiem rozlał piwo na swój wzmacniacz, a Hannett zaproponował ściągnięcie do studia kolegi - naukowca który naprawił wzmacniacz.


Bardzo dużą rolę w powstaniu płyty miał też Peter Saville. Sumner potwierdza, że to on znalazł obrazek z pulsarem na okładkę płyty (warto zobaczyć TUTAJ) a Saville go odwrócił kolorystycznie i zmniejszył. Bardzo pozytywnie wypowiada się o ich grafiku, wspomina scenę gdy pojawił się na Heathrow chwilę przed ich odlotem żeby pokazać im projekt okładki Brotherhood New Order

Sumner jednoznacznie odrzuca twierdzenia, że po śmierci Curtisa zaczęli zarabiać na jego śmierci zmieniając wizję okładki LWTUA i wrzucając odpowiedni obraz na Closer. Twierdzi, że obie okładki zaakceptował Ian Curtis, a pomówienia są niesprawiedliwe. 

W rozdziale pojawia się też pierwsza informacja o różnicach miedzy Sumnerem a Hookiem. Sumner uważa, że Hooky zawsze miał w głowie jakąś dziwną rywalizację między nimi. Nigdy w Joy Division nie robili sobie uwag na temat swojej gry. Traktowali się na równi. Hooky natomiast miał coś w tyle głowy i zaostrzał rywalizację. Tak było na przykład podczas koncertów New Order kiedy jego wzmacniacz, o największej mocy, musiał grać najgłośniej.

Więcej na temat Unknown Pleasures pisaliśmy TUTAJ

C.D.N. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz