poniedziałek, 22 lipca 2019

Isolations News 46: Dużo newsów o Joy Division, nieznane zdjęcie Iana Curtisa, nowa książka Paula Slattery, wraca Hacienda, piwo Xymox, płyta OSTED


Na stronie zajmującej się kolekcjonowaniem archiwaliów po Joy Division (LINK) opublikowano nowe zdjęcie Iana Curtisa z koncertu w Plan K w Brukseli 16.10.1979 roku. Autorem jest Francois Lagarde. To koncert podczas którego Philippe Carly zrobił swoje niesamowite zdjęcie, o czym opowiedział nam TUTAJ.

Upały, a na upały najlepsze jest zimne piwo. A skoro słuchamy takiej muzyki, jakiej słuchamy, to powinno się obowiązkowo napić oficjalnego piwa Clan of Xymox, które jest do kupienia (TUTAJ). Przynajmniej wyjaśniło się skąd muzycy zespołu czerpią wenę. Przypominamy, że wystąpią niedługo w Polsce, o czym pisaliśmy wcześniej TUTAJ.
Paul Slattery autor kultowych zdjęć Joy Division napisał książkę. Premiera 27.07.2019 w muzeum w Stockport. Do przedpremierowego, podpisanego przez autora wydania książki dodane są 3 pocztówki ze zdjęciami i znaczek z Ianem Curtisem. Jednak jeśli ktoś nie kupuje bezpośrednio tylko pocztą, za owe gadżety musi dodatkowo zabulić. Więcej TUTAJ. Książka już do nas leci i na pewno o niej napiszemy.
Osted nagrywa album, można go będzie kupić w przedsprzedaży w wersji elektronicznej, z dodatkowymi gadżetami. Więcej TUTAJ.
Krótka historyjka o Joy Division, New Order i nowej książce Savagea jest do przeczytania TUTAJ.
Ciekawa pogawędka będzie miała miejsce w niedzielę 20.10.2019 roku. Stephen Morris i Jon Savage będą w Manchesterze w Teatrze RNCM dyskutować na temat Joy Division i ich wpływie na muzykę i sztukę. 

Obaj napisali ostatnio książki, więc to oczywiście spotkanie promocyjne. Książkę Savage'a omawiamy TUTAJ, książkę Morrisa omówimy  niedługo. Kto chętny może kupić bilet TUTAJ. A jak wyglądają takie spotkania, można dowiedzieć się z recenzji jednego z ostatnich TUTAJ.

  
Co znajduje się tak na prawdę na okładce kultowego albumu Closer? Można zapoznać się z wersją skróconą opowieści na stronie Radio X (TUTAJ), ale lepiej poczytać w wersji pełnej i w dodatku w naszym języku TUTAJ i TUTAJ
Dostępne są wspomnienia byłych muzyków Joy Division o ich pierwszej reakcji na album Unknown Pleasures. Jest o punku, gniewie, niezadowoleniu, różnicach w brzmieniu na koncertach i płycie, o Martinie Hannettcie... 


Zero o Ianie Curtisie. I to żaden z nich... Nieładnie.
Powrót legendarnego klubu Hacienda? Nic z tych rzeczy, zapowiadana hucznie na Twitterze i w innych mediach społecznościowych akcja the return of FAC 51  (TUTAJ) to tak na prawdę koncert na scenie ulokowanej w Mayfield w Manchesterze. 

W programie: HACIENDA CLASSICAL,   SOUL II SOUL,   A CERTAIN RATIO,  LOUIE VEGA,  DAVID MORALES,  MARSHALL JEFFERSON,  MIKE PICKERING,  GRAEME PARK,  GREG WILSON,  JUSTIN ROBERTSON,  K KLASS,  TOM WAINWRIGHT,    PLUS VERY SPECIAL GUESTS: THE RETURN OF SUB SUB

Całość  w sobotę 12.10.2019 o godzinie 18:00. Bilety są dostępne TUTAJ. Więcej o tym wydarzeniu TUTAJ.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 21 lipca 2019

Historia pulsara z okładki płyty Unknown Pleasures zespołu Joy Division


Niedawno obchodziliśmy 40. rocznicę wydania Unknown Pleasures zespołu Joy Division (z tej okazji w Manchesterze na wielu budynkach pojawiła się charakterystyczna oprawa świetlna pokazana powyżej). Płyty absolutnie przełomowej, uważanej za jeden z najważniejszych debiutów muzyki rockowej (wszystkie nasze teksty o niej są TUTAJ).

Z tej okazji ukazało się specjalne wydanie albumu, na czerwonym winylu - trzy wydania Unknown Pleasures porównaliśmy TUTAJ.



Pora zatem rozprawić się z kilkoma nieprawidłowymi informacjami, dotyczącymi loga z okładki, zwłaszcza, że pulsar B1919+21 został ostatnio, właśnie z okazji wydania kultowego albumu, zbadany ponownie przez astronomów z Jordell Bank Observatory, które mieści się 23 km od Strawberry Studios, miejsca gdzie Joy Division pod okiem legendarnego realizatora dźwięku Martina Hannetta nagrali ten przełomy materiał. 

Płyta powstała w trzy weekendy, a praca z Hannettem nie należała do łatwych.



Warto w tym miejscu przytoczyć nasz wywiad z Dave Clarkiem z legendarnej kapeli Blue in Heaven opowiadającego, jak to wyglądało w praktyce (TUTAJ). 

A tak wyglądało to w filmie 24 Hour Party People, zrealizowanym na podstawie pamiętników jednego z założycieli wytwórni Factory Records, samego Tony Wilsona (film opisywaliśmy TUTAJ).

Hannett nadużywający narkotyków miał filozofię pracy, jak to określił w jednym z wywiadów Steven Morris, na chybił trafił, czyli miksował piosenki i dodawał efekty pod wpływem i nocami, by rano sprawdzać co z tego wyszło... 

Ale wróćmy do okładki i jej genezy. Tutaj kluczową rolę, podobnie jak w genezie nazwy zespołu, odegrał Bernard Sumner (opisywaliśmy to TUTAJ). To on odkrył w Manchester City Library, w Cambridge Encyclopedia of Astronomy, obraz pierwszego znanego pulsara. Natomiast to manager zespołu, Rob Gretton przyniósł kopię ilustracji z nadrukowanymi tytułami piosenek, informując Savillea, że zespół życzy sobie takiej okładki, i że ma ona być biała na zewnątrz i czarna wewnątrz. Dodał też, że chętnie zespół widziałby wydruk na papierze z fakturą (tak też się stało). 

Nadworny artysta i jeden z założycieli Factory Records skorzystał ze studia jednego z czasopism ukazujących się w Manchesterze, gdzie udał się w nocy, ale nie miał kompletnie pomysłu co zrobić z materiałami od Grettona. Posiadał wykształcenie artystyczne, ale nie uczono go w jaki sposób pewne rzeczy realizować w praktyce. W studio znajdowała się kamera graficzna, to coś co dziś można nazwać rodzajem zaawansowanej fotokopiarki. Można było za jej pomocą odwracać kolory. Odwrócony diagram wyglądał bardziej enigmatycznie i przyciągał oko. Wtedy też zdecydował, że zrobi odwrotnie niż sugerował menadżer Joy Division i czarny kolor znajdzie się na zewnątrz. 

Saville cały czas starał się łamać dotychczasowe konwencje, jego celem było, aby okładka płyty nie wyglądała tak jak okładka. Było to niemożliwe jak długo umieszczał na niej nazwę zespołu. Nie pamięta od kogo dostał zgodę aby jej tam nie umieścić... Swoją drogą warto nadmienić, że pierwszym zespołem, który nie umieścił nazwy na okładce byli the Beatles, na albumie Revolver. Saville poszedł dalej, bowiem na okładce nie było ani nazwy zespołu ani tytułu płyty... Więcej na ten temat TUTAJ.

A teraz kilka słów o samym pulsarze.

Obrazek, który wypatrzył w Cambridge Encyclopedia of Astronomy gitarzysta Joy Division pochodził z rozprawy doktorskiej Harolda Crafta z 1970 roku. 
A tak wygląda sygnał zarejestrowany w 40. rocznicę wydania Unknown Pleasures:

Pulsar powstaje kiedy umiera gwiazda, o masie o wiele większej lub zbliżonej do masy Słońca. Podczas eksplozji następuje kurczenie się rdzenia gwiazdy i  powstaje coś, co astronomowie nazywają gwiazdą neutronową. Pozostałość po eksplozji ma nadal bardzo duże rozmiary i masę, co powoduje dalszą eksplozję i tworzenie tzw. oceanu neutronowego. Zatem pulsary są intensywnie  wirującymi gwiazdami neutronowymi, które można zaobserwować z Ziemi. Dzięki ich rotacji i polu magnetycznemu, które jest bilion razy silniejsze niż ziemskie, bieguny magnetyczne tych super-magnesów świecą jak latarnia morska. 


Po wielu setkach lat błyski promieniowania B1919 + 21 docierają do Ziemi w czasie co 1.34 sekundy. Mogą być odbierane w zakresie fal radiowych przez teleskopy, które transformują fale radiowe w sygnał elektryczny, a ten może być przekształcony w dźwięk.

80 linii zarejestrowanych na okładce to dokładnie 80 obrotów gwiazdy, czyli 80 sygnałów dźwiękowych zarejestrowanych w czasie 107 sekund.

Astronomowie z Jordell Bank Observatory zauważyli podczas ostatniego badania pewne uporządkowanie w strukturze sygnału. Analiza poniższego obrazu otrzymanego dla takiej samy ilości impulsów i dla tej samej częstotliwości co wykres z okładki albumu, wskazuje na pojawienie się ukośnego wzoru  pasków. 
Naukowcy podają też prawdopodobny mechanizm powstawania sygnałów, ich zdaniem pochodzą one od neutronów wyrzucanych na zewnętrzny obszar gwiazdy neutronowej z prędkością światła. Powstają one w wyniku wyładowań elektrycznych między gwiazdą a otoką ze zjonizowanego gazu. Zatem obraz na okładce płyty pochodzi z zewnętrznej części gwiazdy.
Więcej na ten temat TUTAJ.

A o tym co znajduje się na wewnętrznej kopercie albumu napiszemy w osobnym tekście. Dlatego czytajcie nas - codziennie mowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

sobota, 20 lipca 2019

Tej nocy zobaczyłem innego Iana Curtisa, który był młodą pierdoloną bestią. Najnowsza książka Jona Savage'a o Joy Division - This Searing Light, the Sun and Everything Else, Joy Division the Oral History, nasza recenzja cz.4

 
Ostatnio skupiamy się na najnowszej książce Jona Savagea o Joy Division. Poddajemy jej treść analizie i jak dotychczas omówiliśmy rozdział trzeci (TUTAJ), drugi (TUTAJ) i pierwszy (TUTAJ).

Dzisiaj kolej na rozdział czwarty, który zatytułowany jest: Lipiec 1977 - kwiecień 1978, a tak na prawdę mógłby mieć podtytuł: Poszukując perkusisty, bo temu zagadnieniu poświęcona jest znaczna jego część.  

Peter Hook jako najlepszego perkusistę, z kilkunastu których w tamtym czasie przesłuchali, wspomina Steve'a Brotherdale'a, który jednak ich opuścił odchodząc do the Panik Roba Grettona. Bernard Sumner z kolei wspomina jedną zabawną sytuację, kiedy to w ich zespole chciał grać jakiś student, którego żal im było się pozbyć, bowiem grał fatalnie. Wtedy Hooky wpadł na pomysł zakupu dla niego pudełka czekoladek i powiadomienia go, że ze swoimi umiejętnościami jest po prostu o lata świetlne do przodu w stosunku do nich i nie może w związku z tym z nimi grać... Terry Mason wspomina, że kilka pierwszych koncertów grał z zespołem Tony Tabac (o perkusistach Joy Division pisaliśmy TUTAJ).  

Stephen Morris wspomina jak zobaczył dwa ogłoszenia zespołów poszukujących perkusistów: jednym z nich był the Fall, drugim Warsaw. Morris wspomina, że wtedy zaczął pracę jako dziennikarz w gazecie Record Mirror i zajmował się recenzowaniem koncertów. Jednym z pierwszych które odwiedził był koncert Eda Bangera and the Nosebleeders w klubie Rafters. Na gitarze grał wtedy tam Vini Reilly, który zapytany przez Morrisa o inspiracje, odpowiedział, że jest nią muzyka rewolucyjna dowolnego rodzaju. Na tym koncercie zaczął też zasięgać opinii o zespołach które poszukiwały perkusistów - Warsaw i the Fall. O pierwszych usłyszał opinię, że nie są zbyt dobrzy, za to o drugich: nie nie nie  - tylko nie oni. 

Warto w tym miejscu przypomnieć, opinię jednego z krytyków, przytoczoną przez Deborah Curtis w swojej książce o muzyce the Fall, iż po jej wysłuchaniu ma się ochotę wyjść na ulicę i kopnąć psa.

Tak Morris podjął decyzję o wyborze Warsaw. Ponieważ numer telefonu z ogłoszenia, był z Macclesfield, było to dodatkowym atutem, nie musiał podróżować. Warto przytoczyć ten fragment książki, zresztą jest on kompatybilny z wypowiedzią perkusisty Joy Division z filmu dokumentalnego o zespole: Podniosłem słuchawkę, oczekując jakiegoś punkowego słowotoku, a tam był bardzo grzeczny, i posiadający bardzo dobre maniery Ian: szukasz perkusisty? A umiesz grać? Tak, umiem. Czy zatem możesz wpaść do mojego domu? Ponieważ pozostali członkowie zespołu byli na wakacjach, spotkał się tylko z Ianem Curtisem. Mimo że od 3 tygodni nie palił, Ian poczęstował go, twierdząc że od jednego nic złego mu się nie stanie. Po tym palił przez kolejne 30 lat... Dał mu do posłuchania ich kasetę. Po czym dołączył do zespołu, na pierwszą próbę pojechał samochodem swojej mamy, perkusję umieścił na tyle auta, spotkali się przy więzieniu Strangeways. Powitał go Hooky, który wtedy nosił wąsy, dołączył też Sumner i poszli na próbę do Abraham Moss Leisure Centre w Crumpshall. Dowiedział się że ma tę pracę, a pierwszy koncert grają w następnym tygodniu.  

Zabawną sytuację przytacza Bernard Sumner, który opowiada jak Terry Mason, mieszkający wtedy z matką, miał dokonać kopiowania ich pierwszych nagrań, za które Ian Curtis zapłacił pieniędzmi ze swoich 21. urodzin. Terry wykonał kopie, które zespół rozesłał po wytwórniach. Ponieważ żadna nie odpowiedziała postanowili wysłuchać co takiego jest na kasecie. Okazało się, że Mason kopiował bez kabla, przez mikrofon, i na tle muzyki zespołu, nagrały się też fragmenty serialu Coronation Street. Słychać też jak mama Terryego oznajmia, że jego herbata jest już gotowa... 

Peter Hook opowiada jak podczas pierwszych koncertów było im trudno grać, nikt nikogo nie słyszał. Wspomina też, jak Ian Curtis wymógł na the Drones i Slaughter and the Dogs, że to Warsaw wystąpi podczas ostatniej nocy w Electric Circus. Ian zwykł być jak wulkan, jeśli coś stanęło mu na drodze, i to był jedyny raz kiedy widziałem go jak wstawił się za zespołem i to było wielkie. 

Martin Hannett wspomina jak pierwszy raz zobaczył koncert Joy Division. Był na koncercie gdy występowali jako support Slaughter and the Dogs. Zepsuł się wzmaczniacz i Hooky ze Stevem jammowali przez 15 minut. Jedną z rzeczy skłaniających mnie ku elektronicznej perkusji była mierna jakość perkusistów, ale Steve był na prawdę świetny. Mieli znakomity start, byli inni niż pozostałe zespoły punk. W ich muzyce było mnóstwo przestrzeni.

Następnie opisane jest nagrywanie An Ideal for Living (warto zobaczyć TUTAJ), czyli grudzień 1977 roku. Morris wspomina jak wtedy tworzyli piosenki: Novelty było na tej kasecie (którą Ian Curtis dał mu do posłuchania), Leaders of Men, Failures, Warsaw i No Love Lost zrobiliśmy później. Zaczęliśmy pisać, bo mogliśmy. Ian miał teksty. Piosenki pojawiały się nijako z powietrza. Zaczęliśmy piosenkę i kończyliśmy, żeby zaczynać kolejną. 

Zdaniem Morrisa utwór No Love Lost był pierwszym w którym odeszli od trashu. Podkreśla, że Ian był doskonały w umiejscawianiu bitów w piosenkach. Uważał też, że dłuższe wstępy powinny być znakiem charakterystycznym zespołu. Riff gitarowy z No Love Lost jest z utworu the Doors L.A. Woman, który wspólnie z Ianem uważali za bardzo dobry. Hook opowiada o drugim zespole o podobnej nazwie - Warsaw Pact i związanymi z tym kłopotami. Ciekawym natomiast jest, że Peter Hook twierdzi, że to Ian Curtis a nie Bernard Sumner jest autorem nazwy Joy Division. Dosłownie pada stwierdzenie: Ian przyniósł ją z książki Dom Lalek (genezę nazwy zespołu i opis tej książki można zobaczyć TUTAJ). 


Jeremy Kerr wspomina jak w klubie Pips grano muzykę w zależności od pomieszczenia, tak też w pokoju Roxy grano Roxy Music i Bowiego, w pokoju z komercyjną muzyką soul, a na sole w pokoju Przyszłość zwykle Kraftwerk i ich Trans-Europe Express... Warto wspomnieć że ta piosenka rozbrzmiewała przed występem Petera Hooka and the Light we Wrocławiu (TUTAJ i TUTAJ)... 

Kevin Cummins wspomina jak poszedł zobaczyć Joy Division do Pips, kiedy ochrona nie chciała wpuścić Iana, który wyszedł na zewnątrz zapalić... Następnie opisane są  zawody w których uczestniczyły zespoły Manchesteru, oraz incydenty kiedy to Ian Curtis zaczepił Tony Wilsona... Mark Reeder wspomina jak Rob Gretton zainteresował się Joy Division, nazywając ich najlepszym zespołem świata i postanawiając jednocześnie być ich managerem. Co ciekawe, próbował nim być również Wilson, ale Gretton był szybszy

Rozdział kończą wspomnienia Tony Wilsona, kiedy w pamięci zapadł mu występ Warsaw w Electric Circus. Szczególnie zwrócił jego uwagę wokalista. Wspomina pierwsze spotkanie z Robem Grettonem,  który ironicznie opowiedział na pytanie dziewczyny zaczepiającej Wilsona, kiedy wróci na antenę jego program. 

Ten głos powiedział: On nie chce kurwa powrotu jego programu na antenę, chce odejść i stać się legendą. I to był Gretton, moje pierwsze spotkanie z Robertem Leo Grettonem. Później usiadłem na tyłach stołu bilardowego, a młody chłopak w długim płaszczu przeciwdeszczowym usiadł naprzeciwko mnie i powiedział: Ty pi##o, nie puszczasz nas w telewizji, bla bla, bla. To był jedyny raz kiedy Ian tak się wobec mnie zachował. Fakt, że spędził resztę swojego życia pracując ze mną i zachowując się jak uczniak, i będąc cudownym, było moim szczęściem. Tej nocy zobaczyłem innego Iana, który był młodą pierdoloną bestią. Nie opowiedziałem mu wtedy, ale pomyślałem, jesteś kolejny na liście pierdolony idioto. Nawet nie wiedział że wtedy słuchałem ich singla, który brzmiał fantastycznie, byli następni i zagrali w programie za miesiąc w What's on. 

Opisana scena znajduje się na początku poniższego wideo, przy okazji można porównać jak wygląda film zrealizowany na podstawie pamiętników Tony Wilsona i hagiografia, czyli Control, w którym zdaniem Kevina Cumminsa, wiarygodnie oddane są tylko sceny występów Joy Divison (TUTAJ).

Do omówienia kolejnych rozdziałów książki Jona Savage'a powrócimy wkrótce. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 19 lipca 2019

Malarstwo Charles’a Ginner’a - pocztówki z Londynu na przełomie XIX i XX wieku

Każde stulecie ma swój krajobraz, atmosferę, miasta i ludzi,  realizm, dzięki któremu da się zinterpretować wszystko, bo kocha on życie i czas, w jakim przyszło nam istnieć i wydobywa z niego esencję wszystkiego, co ma w sobie wielkość lub słabość, piękno lub nędzę, zgodnie z indywidualnym temperamentem - są to słowa Charles’a Ginner’a (1878–1952). Przytoczyliśmy je, ponieważ podsumowują, a w zasadzie tłumaczą sens twórczości ich autora. Ginger należał do tego pokolenia, które działało w czasie ograniczonym cezurą dwóch wojen.  Rejestrował Londyn i codzienne zajęcia ludzi w tym mieście, które, co warto pamiętać, na przełomie XIX i XX wieku było największą aglomeracją na świecie. Londyn w tamtym czasie był chaotyczną mieszanką wielowiekowej architektury i wiktoriańskiej nowej zabudowy, i nigdzie wiktoriański zapał do industrializacji nie był bardziej widoczny niż w jego północnych dzielnicach. Ginner, który wychowywał się w spokojnym Cannes we Francji z fascynacją obserwował co działo się wokół niego.

Nie będziemy przytaczać życiorysu malarza (można się znim zapoznać TUTAJ), może tylko przypomnimy, że był członkiem grupy Camden Town Group założonej przez artystę Waltera Sickerta w 1911 roku do której przystąpiło 16 malarzy, wśród nich byli m. in.: Lucien Pisarro, syn francuskiego impresjonisty, Camille Pisarro, Robert Bevan, Spencer Gore i Harold Gilman. Łączyła ich nie tylko praca, czy zainteresowania, lecz także przyjaźń. Widać to choćby na przykładzie portretu Ginnera pędzla Malcolma Drummond. Bo chociaż Ginner wyglądał niczym urzędnik bankowy (co widać na zdjęciach), Drummond przedstawił go stojącego w eleganckiej pozie, nonszalancko zaciągającego się papierosem, na tle ściany z reprodukcją Van Gogha. Jest to aluzja do wpływu jaki Van Gogh wywierał na wszystkich artystów z Camden Town Group, także Ginnera, który namalował nawet martwą naturę wzorowaną na słynnych słonecznikach Van Gogha… jest to dość słaby obraz, ale oczywiście jest to wyłącznie nasza opinia, bardzo subiektywna.


Charles Ginner malował, jak to już wspomnieliśmy, miasto. Jego obrazy są niewielkich rozmiarów, lecz drobiazgowo szczegółowe. Najczęściej przenosił na płótno widok z okna swojego pokoju. Malarz przez pewien czas mieszkał na drugim piętrze domu przy 66 Claverton Street w Pimlico. Obejrzyjmy jeden z takich widoczków: jest na nim dom nr 73 stojący po drugiej stronie ulicy. Kobieta w nim mieszkająca właśnie wyszła i zmiata śnieg ze swoich schodów i chodnika. Ciemnopomarańczowy kolor jej swetra powtarza się na zasłonach okien na parterze, a u podstawy kolumn werandy widać ciemne ślady butów... Ginner bawi się kolorem, dozuje biel, której grubsza warstwa zalega śniegiem, a cienka naśladuje światło oraz ugry, którymi wypełnia ślady na śniegu.

Inny z widoków wykonany w dniu koronacji Jerzego VI w 1937 roku powstał prawdopodobnie na podstawie rysunku, co było zwykłą praktyką u Ginnera. Widzimy na nim typowych mieszkańców Londynu tamtych czasów, którzy zajmują się codzienną krzątaniną: zamiatają werandę, rozmawiają przez drzwi, podlewają kwiaty, czytają gazetę podczas spaceru. Malarz utrwalił wszystko, łącznie z szyldami sklepów i treścią reklam, stąd wiemy, że na topie były wtedy Gold Flake i Flask Pharmacy, i że po prawej stronie domu malarza znajdowała się tawerna Flask, rzeźnik i warzywniak Greens a także lokal Armii Zbawienia. W centrum wisiał baner z ogromną fotografią króla Jerzego VI i królowej Elżbiety.

Jedno z niewielu płócien z 1911 r. ukazywało wnętrze budynku, w tym przepadku Cafe Royal. Siedzący tam ludzie uważali się za część bogatej elity ówczesnych czasów, jednak pojedyncze postacie przy stołach niczym nie zdradzają zadowolenia. Ponure, bezduszne spojrzenia samotnej kobiecej postaci po lewej i dżentelmena siedzącego obok, przenikają widza, jakby konfrontując nas z niewygodnymi prawdami. Krytyk sztuki Beatrix Terry w 1911 r. uznała, że obraz oddaje niepokój swojego czasu, i napisała o nim że wszystko [na nim] jest teatralne, przemijające i bezpowrotnie daremne. Czujesz, jak powietrze jest ciężkie od losu.
Poza kawiarnią Royal, na ruchliwej arterii Piccadilly Circus Ginner pokazuje nam wyspę spokoju rozciągającą się pod pomnikiem Erosa. Ale zamiast skupiać się na tej atrakcji turystycznej, Ginner na sposób ekspresjonistyczny postanowił przedstawić kobietę sprzedającą kwiaty. Wiele uwagi przywiązał do jej sukni, której kwiecisty wzór kontynuuje niejako linię kwiatów trzymanych przez nią w rękach, lecz w ogóle prawie nie indywidualizował rysów jej twarzy. Stała się ona dla nas tak samo anonimowa, jak tłumy ludzi przewalających się obok niej. Obraz jest pstrokaty, krzykliwe kolory dobrane są jednak w sposób dopełniający, a ciemne kontury nadają całości energii. Na autobusie widać nachalne reklamy. Niewątpliwie mamy do czynienia z obrazem miejskiej dżungli, w której jednostka nie odgrywa żadnej roli stając się nieistotnym trybikiem w maszynie postępu.

Maniera, w jakiej malował Ginner, dokładnie oddając każdy liść, gałąź i chmurę wynikała może nie tyle z pedanterii, co ze stosunku artysty do jego pracy. Ginner w jednym z tekstów (pisał o sztuce do czasopism) porównał relację malarza z farbą do relacji rzeźbiarza z marmurem: dobra [jest] tylko [farba] z solidnego pigmentu, który daje odpowiednią powierzchnię i różnorodność, oraz trwałość przez następne wieki.  Podobnie misję malarza pojmowali artyści działający w innym czasie i na innej szerokości geograficznej, o których już pisaliśmy: Dave i Ross Rheaume (TUTAJ) oraz przede wszystkim - żyjącego w tym samym czasie Edwarda Hoppera (TUTAJ). Zadziwiające zresztą jest podobieństwo dzieł Ginnera do prac ostatniego z wymienionych. Czy to z powodu takich samych inspiracji i przeżyć? Nie wiemy.  Może obrazy Hoppera są w porównaniu do płócien Ginnera spokojniejsze, chłodniejsze, lecz jest w nich ten sam nieuchwytny duch czasu, zgodnie zresztą z trafną oceną, od której rozpoczęliśmy nasze rozważania. Charles Ginner jednak, mimo wszystko, mimo fascynacji Van Goghiem (czytał jego opublikowane listy i gromadził reprodukcje) i entuzjazmu, najpierw dla impresjonizmu a potem neorealizmu, pozostał niezależnym indywidualistą, i jego obrazów nie można pomylić z pracami innych malarzy.



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

czwartek, 18 lipca 2019

Niezapomniane koncerty: St. Vincent dla 4AD i Hendrix w spódnicy


Wydaje się, że ładni mają w życiu łatwiej. A  jeśli dodatkowo jest się znakomitą gitarzystką i wokalistką... 

Powiem tyle - St. Vincent. Annie Clark - dziewczyna, która w szkołach uczyła się gry na kilku instrumentach w tym gitarze a teraz komponuje, pisze teksty, gra i śpiewa. Rzeczywiście robi to znakomicie, i proszę nie zrazić się nieco dziwacznym jej zachowaniem podczas występu - to tylko poza.

No dobra - jesteście gotowi na sesję dla 4AD?


Zaczynają od Chloe in the Afternoon, dość rytmicznej piosenki być może o porannym pośpiechu, choć kto wie, teksty Annie naszpikowane są idiomami... Warto zwrócić uwagę jak gra na gitarze... (występy dla 4AD są rejestrowane na żywo).  

Po nim Surgeon - jaki niepoprawny tekst... Przy czym jest to bardzo nostalgiczna ballada, ze znakomitymi wstawkami na gitarze i doskonale śpiewanym na dwa głosy z Toko Yasuda refrenem. Proszę zwrócić uwagę, jakie możliwości daje dziś gitara, no i ta elektryzująca końcówka! 

Strange Mercy - utwór tytułowy z promowanej podczas minikoncertu płyty, z pięknym solo na gitarze...

Oh little one I know you've been tired for a long, long time
And oh little one I ain't been around for a little while
But when you see me, wait
Oh little one your Hemingway jawline looks just like his
Our father in exile
For God only knows how many years
But when you see him, wait
Through double pain
I'll be with you lost boys
Sneaking out where the shivers won't find you
Oh little one I'd tell you good news that I don't believe
If it would help you sleep
Strange mercy… 

jej gitara delikatnie łka...

Występ kończy Year of the Tiger utwór wydaje się być prześmiewczy z amerykańskiego stylu życia. 

A tego, że na powyższym koncercie Annie się najzwyczajniej wygłupia, może dowodzić poniższe nagranie - proponuję obejrzeć choć kawałek, by dojść do wniosku, że dziewczyna nie zasypywała gruszek w popiele w szkole muzycznej, tylko była tam prymuską! Mało tego, zna triki, o których innym się nie śniło. To bez wątpienia Hendrix w spódnicy... 


Jakieś pytania? 

Zachęcam do kupienia CD z którego pochodzą grane podczas tego występu piosenki - Strange Mercy, choć z góry uprzedzam, że wersja płytowa utworów jest nieco lżejsza, co mnie osobiście trochę przeszkadza. Może za bardzo przyzwyczaiłem się do tych wykonań, bo występ obejrzałem zanim zakupiłem CD

Dzisiaj niestety St. Vincent to już zupełnie inna muzyka, poszli do przodu, być może wyprzedzili mnie i moją epokę.  

Jestem niestety bardzo staroświecki... 

Jeśli Wy też to czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

St. Vincent - 4.AD.Session, 2011, Tracklista: Chloe in the Afternoon, Surgeon, Strange Mercy, Year of the Tiger.

środa, 17 lipca 2019

Architektura Punk - czy to możliwe?

Od samego początku ruch punk był postrzegany w kategoriach irytującej i ledwie tolerowanej uciążliwości. Punk rock to głównie muzyka, bunt, anarchia i styl życia, wyrosła na sprzeciwie wobec elitarności i samowystarczalności progresywnego rocka. O założeniach programowych i okolicznościach powstania punka pokrótce pisaliśmy TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ jednak wydaje się, że te skojarzenia są niewystarczające, bo punk to coś więcej.  

Czy da się na przykład przełożyć założenia tego ruchu na architekturę? Czy budynek może posiadać cechy punk? Jak wyglądałby zbuntowany budynek? Jak zmieniłby nasze koncepcje piękna? Spróbujemy zastanowić się nad tymi pytaniami. 

Na początku zwróćmy uwagę, że żyjemy w epoce post. W architekturze oznacza to wszechwładnie panujący postmodernizm, powstały na bazie niepokojów społecznych lat 60. i kierujący się zasadą F*** authority! Odrzucenie dotyczyło szczególnie rozwiązań modernistycznych, opracowanych przez architektów dążących do stworzenia idealnego budynku, czyli takiego, który mógłby służyć każdej osobie i wszelkiej funkcji, niezależnie od miejsca (stąd inna nazwa modernizmu: Styl międzynarodowy). 

Czysta, jasna architektura modernizmu miała w zasadzie stać się idealnie zaprojektowaną przestrzenią, dobrze służącą człowiekowi przez całe życie. Ludzie z lat 60. zaczęli jednak postrzegać modernistyczną architekturę jako rozwiązanie opresyjne i zbyt uniwersalne, a przez to nieprzystające do wymogów stawianych przez zróżnicowane i złożone warunki życia. Z tego ruchu wywodzi się typ architektury zbuntowanej, którą da się utożsamić z założeniami ruchu punk. Wśród głównych jej twórców wymienia się Michael'a Graves i Robert'a Venturi, którzy niby przyjęli charakterystyczne cechy architektury modernistycznej (takie jak brak detalu architektonicznego i stylistycznych odniesień do tradycji), lecz stworzyli budynki o dokładnie odwrotnych cechach, odrzucając surowe zasady ustanowione przez modernistów i szukając ekspresji za pomocą nowoczesnych technik budowlanych mozaiki rozmaitych form i odniesień stylistycznych. Na fali tak pojmowanego nurtu postmodernistycznego w Wielkiej Brytanii lat 80. i 90. rozkwitł styl tzw. architektury dekonstruktywistycznej, wywodzącej się z dwóch tradycji: rosyjskiego, awangardowego ruchu konstruktywistycznego lat 20. oraz z futuryzmu

Termin dekonstrukcja pojawił się po raz pierwszy w latach 80. w pismach francuskiego filozofa Jacquesa Derridy. Derrida uznał, że budynek nie musi tworzyć harmonijnej całości ale że jego bryła może ulec fragmentacji i to w sposób asymetryczny za to bez negatywnego wpływu na jego funkcjonalną przestrzeń. 

Nurt dekonstruktywistyczny po raz pierwszy został zauważony podczas konkursu na zespół Parc de la Villette w Paryżu, zwycięzcą którego był projekt Bernarda Tschumiego, skomentowany przez Derridę i Eisenmana.
Budynki dekonstruktywistyczne, które są całkowicie niepodobne do niczego co wznoszono w epokach i okresach wcześniejszych, charakteryzują się dysharmonijnie połączonymi formami zrealizowanymi za pomocą najnowszych osiągnięć technicznych i w całkowitym oderwaniu od architektury historycznej. Obecnie czołowymi twórcami tego nurtu są Frank Gehry i Daniel Libeskind oraz plejada innych architektów, wśród których najczęściej wymienia się takie nazwiska jak: Peter Eisenman, Zaha Hadid, Coop Himmelblau, Rem Koolhaas, Michael Sorkin, Bernard Tschumi, Hajime Yatsuka oraz oczywiście Jacques Derrida. W wyniku ich działań powstały naprawdę niewiarygodne budynki, często projektowane za pomocą skomplikowanych programów komputerowych. Pierwszą tego typu budowlą, przy której jej twórca, architekt Frank Gehry zastosował modelowanie zapożyczone z przemysłu lotniczego była tzw. rzeźba ryby w Barcelonie z 1992 r. wzniesiona na potrzeby hotelu obsługującego olimpiadę.



W 1988 r. Philip Johnson i Mark Wigley zorganizowali wystawę Deconstructivist  Architecture, na której znalazły się między innymi prace Zahy Hadid , Petera Eisenmana, Daniela Libeskinda. W tamtych czasach dekonstruktywizm nie był uważany za ruch o ustalonej pozycji ani styl taki jak kubizm czy modernizm. Johnson i Wigley dostrzegli podobieństwa w podejściu architektów do projektowania i połączyli je na jednej wystawie. Od tamtej pory dekonstruktywizm przestał być stylem zbuntowanym a stał się niezwykle modnym wyznacznikiem prestiżu. Budynki zaprojektowane w duchu dekonstruktywizmu są bowiem niezwykle drogie w wykonaniu a ich niesamowita forma staje się od razu wizytówką miejsca. Czy można zatem nazwać ten rodzaj architektury architekturą punk? Sam punk był zarówno produktem, jak i ofiarą komercji. Subkultura ta wzrosła na odrzuceniu masowego marketingu by w przeciągu dosłownie kilku lat paść jego ofiarą. Punk stał się po prostu modny.
  
Zaraz po rozpadzie Sex Pistols w 1978 r. zwolennicy ruchu punk stali się rozpoznawalni na każdej szerokości geograficznej. I dzisiaj także skórzane kurtki oraz martensy i irokezy nie wyszły z mody. Ten styl stworzył nową estetykę, w której wyrastali twórcy architektury końca XX i początku XXI wieku. I mimo wszystko - mimo uznania ze strony dyktatorów mody i największych firm kosmetycznych - słowo punk nie przestaje denerwować. I nieść powiew świeżości. Dotyczy to także architektury co poza Polską zostało już zauważone. Kilka lat temu w Pradze czeskiej, w Galerii Jaroslav Fragner otwarto wystawę Architektura Punk (LINK)   na której zaprezentowano głównie czeskie przykłady architektury zbuntowanej.  

Na koniec naszych krótkich rozważań przyjrzyjmy się może niektórym realizacjom. Czy jest to faktycznie nowe zjawisko w sztuce, które da się określić architekturą punk okaże się po pewnym czasie. Na jest to nowy kierunek, który rządzi się prawidłowościami zaczerpniętymi z założeń subkultur młodzieżowych lat 80.














Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 16 lipca 2019

Isolations News 45: Nowe zdjęcie Iana Curtisa, kolejny nowy teledysk Joy Division i znowu dupa, Throwing Muses i OSTED w trasie, Cure nagrywa nowy album, laleczka Bowie

Na stronie z archiwaliami Joy Division (TUTAJ) opublikowano nowe zdjęcie Iana Curtisa, które zostało wykonane podczas koncertu w Paryżu w 1979 roku. Autorem jest Francois Guilez. Zapowiedziano całą serię, czekamy i dziękujemy!
Kristin Hersh wokalistka i gitarzystka Throwing Muses poinformowała o reaktywacji zespołu celem odbycia pierwszej od 5 lat trasy koncertowej. Trio w składzie Kristin Hersh, David Narcizo i Bernard George wystąpią w Bostonie (23.08.2019), San Diego (30.08), i Pasadenie (31.08). Więcej TUTAJ.
Nowy album the Cure pojawi się jeszcze w tym roku. Robert Smith napisał już wszystkie teksty i o nowej płycie mówi: The lyrics I’ve been writing for this album, for me personally, are more true. They’re more honest. That’s probably why the album itself is a little bit more doom and gloom

Czy jest szansa na to, żeby the Cure stworzyli coś na miarę Pornography lub Faith? W wojsku na pytanie do pana pułkownika, czy używając ręcznika kolegi zarażonego chorobą weneryczną istnieje szansa na zachorowanie, pułkownik odpowiadał: szansa jest, aczkolwiek znam przyjemniejsze sposoby...

Reasumując, zawsze można w ramach przyjemniejszego sposobu odpalić Faith i Pornography... 

Więcej TUTAJ 

Stephen Morris będzie 21.08. 2019 przepytywany na temat swojej książki Record, Play, Pause przez Daniela Millera. Szczegóły  TUTAJ. A my już niedługo rozprawimy się z tą książką - czeka na naszej półce.

Uuuuuups, they did it again. Po obejrzeniu kolejnego teledysku z serii Joy Division reimagined videos możemy zadać sobie kilka pytań. 

Pierwsze: jak można obrazem sp*****lić tak doskonały utwór jak Day of the Lords? Drugie: co będzie dalej? Strach się bać... Trzecie: czy przygotowane zostaną nowe wersje piosenek z Closer? Wszak za rok 40. rocznica wydania tego albumu...  Nie róbcie tego!

Podsumowując można stwierdzić, że młodzi, którzy czerpią muzykę z YouTube pomyślą sobie, że Ian Curtis pisał piosenki o samotnych elfach inspirując się Tolkienem. Kompletnie was pop*****liło? Tfu!

Osted w trasie, powyżej najbliższe plany zespołu. Grają jako support the Opposition, a to chyba wiele wyjaśnia... Zresztą posłuchajmy:
Całkiem miły atmosferyczny shoegaze...


A the Oposittion - cały czas aktywni. Myślę, że niedługo nas zaskoczą... Tymczasem powyżej plakat reklamujący jeden z ich kolejnych  koncertów we Francji...

Laleczka Bowie? Coś w tym stylu, bo to Barbie - Ziggy Stardust Bowiego, dla uczczenia 50. rocznicy ukazania się singla Space Odity.

Jak czytamy w ulotce: Barbie® uhonorowuje ostatniego popowego kameleona, angielskiego piosenkarza, autora piosenek i aktora Davida Bowie, którego dramatyczne przemiany muzyczne nadal wpływają i inspirują. Wraz z karierą trwającą ponad pięć dekad David Bowie był awangardą współczesnej kultury jako muzyk, artysta i ikona. 

Mamy mieszane uczucia... Z drugiej strony Kopernik też była kobietą... 
      
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.