niedziela, 12 grudnia 2021

Mick Middles i Lindsay Reade: Życie Iana Curtisa - Rozdarty cz.20: Martin Hannett nienawidził muzyków

     

Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 12345678910 , 1112131415161718 i 19).

11.10.1978 roku zespół nagrał Digital i Glass w Cargo Studios (pisaliśmy o nim TUTAJ) usytuowanym na wzgórzu przy drodze wyjazdowej z Rochdale. Studio było prywatne i bardzo dobrze wyposażone, należało do Johna Brierley'a. Było średniej klasy, ale idealnie nadawało się dla tak początkującej wytwórni, jaką była Factory

Pieniądze na realizację A Factory Sample pochodziły ze spadku, jaki Tony odziedziczył po matce. Zastanawiał się, czy ona zaakceptowała by taki sposób ich wydania. Lindsay Reade wspomina, że wtedy nie oczekiwali, że zarobią cokolwiek na Factory - to było spontaniczne działanie. 

Dla Joy Division pierwsze spotkanie z Martinem Hannettem, było bardzo ważne, zwłaszcza dla Iana Curtisa, który obawiał się jak wypadnie jako wokalista w studio. 

Tytuł piosenki Digital wynikał z fascynacji jakiej w tamtym czasie doznawał Martin Hannett systemem AMS Digital Delay, który kupił dwa tygodnie przed wejściem zespołu do studia. Tosh Ryan wspomina fascynację Hannetta technologią cyfrową. Był bardzo mocno zaawansowany technologicznie. Pewnego dnia przyniósł do studia srebrny krążek, a gdy Ryan zapytał go co to jest, Hannett odparł że to płyta CD. Powiedział że potrzebuje pilnie zakupić odtwarzacz (za 700 GBP). Ryan zdziwiony, zapytał go, co jest na stronie B tej płyty (myślał staroświecko). Hannett prognozował, że kiedyś na takich płytach będzie przechowywana informacja, muzyka, zdjęcia a nawet filmy. Ryan śmiał się z tego, ale po latach przekonał się, że Martin był niesamowitym wizjonerem nowych technologii.

Cacko z AMS kosztowało 1200 GBP, ale Hannett nie zwracał na to uwagi. Po prostu stawiał wymagania. AMS dodatkowo zmodyfikowało wersję jaką zakupili, tak że mogła znajdować się na stojaku realizatora a nie być bezpośrednio podłączana do instrumentu. Dzięki temu Hannett wydobył niesamowite efekty z perkusji Stephena Morrisa jak i dzięki pogłosowi, stworzył atmosferę intymności między Curtisem a słuchaczami. 

Terry Mason wspomina, że w studio Martin był zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego znali z koncertów, czy pubu. Był tyranem, nie cierpiał muzyków, kręcili się po studio, przeszkadzali i zagadywali go. Często wyrzucał ich do pubu, choć to niewiele dawało bo kiedy wracali byli jeszcze głośniejsi. 

Hannett był cały czas pod wpływem narkotyków i leków, proces nagrywania traktował jak eksperyment. Na szczęście jakoś dogadywał się z Robem Grettonem. Ten w tamtym czasie wymógł wywiad Micka Middlesa z the Sounds z zespołem. 

Middles nie był zbytnio zainteresowany sceną post punk z północy UK. Tamtego wieczora Ian Curtis wydawał się kłębkiem nerwów. Nerwowo chodził za sceną.


Zawsze był miły ale zawsze można było dostrzec w nim coś intrygującego. Wyglądał jak urzędnik podczas lunchu (co było zupełnie antyrockendrollowe, za to wzbudzało ciekawość), miał coraz większą kolekcję płyt, był wokalistą zespołu rockowego i był kulturowo uładzony.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz